Polska Marynarka Wojenna w latach 20. powstawała od zera. Pozyskane po odzyskaniu niepodległości okręty nie stanowiły większej wartości bojowej a przemysł stoczniowy nie istniał,więc nowe jednostki należało pozyskać poza krajem. Pierwszym nowoczesnym, dużym okrętem wojennym II RP był niszczyciel (kontrtorpedowiec) ORP Wicher.
Geneza
W połowie lat 20. polskie władze zainicjowały program rozbudowy sił zbrojnych w oparciu o pożyczki zaciągane m.in. we Francji. Zgodnie z umową, środki pozyskane w ramach pożyczki miały zostać wydane we Francji. Jednym z elementów programu rozbudowy sił zbrojnych była modernizacja i zwiększenie potencjału floty. Program był bardzo ambitny i ostatecznie niewykonalny (pierwotna wersja zakładała pozyskanie m.in. 2 krążowników, 12 torpedowców i 12 okrętów podwodnych, a w pewnych wersjach programu rozważano nawet pozyskanie jeszcze większej liczby okrętów).
Na konferencji w Inowrocławiu, 7 wrześniu 1925 roku podjęto decyzję o poszerzeniu programu rozbudowy floty o dwa kontrtorpedowce (niszczyciele). Okręty miały być zbudowane we Francji, w stoczni Chantiers Naval Français w Blainville w oparciu o zmodyfikowany projekt francuskich niszczycieli typu typu Bourrasque. Dzięki temu okręty miały być jednymi z najpotężniejszych niszczycieli na Bałtyku.
Kontrakt opiewał na kwotę 1 202 100 dolarów (współcześnie około 17,4 mln dolarów), a pierwszy z okrętów – ORP Wicher miał być gotowy już po 27 miesiącach. Druga jednostka – ORP Burza, miała być gotowa po 39 miesiącach od podpisania kontraktu.
Konstrukcja
Stępkę pod pierwszy z okrętów, ORP Wicher, położono 19 lutego 1927 roku. Wodowanie okrętu miało miejsce 10 lipca 1928 roku, ale operacja przebiegła z problemami. Ze względu na problemy trapiące stocznię, oraz zmiany w projekcie, postulowane przez stronę polską, prace wykończeniowe przedłużały się i ostatecznie zakończono je z dużym opóźnieniem. ORP Wicher został wcielony do służby dopiero 8 lipca 1930 roku.
Niszczyciel (klasyfikowany ówcześnie jako kontrtorpedowiec) miał 106,9 m długości i wyporność pełną 1910 ton. Napęd stanowiły dwa zespoły turbin parowych Parsonsa o mocy 35 000 KM, zapewniające prędkość maksymalną 33 węzłów i zasięg 3000 mil morskich (5556 km) przy prędkości 15 węzłów. Uzbrojenie okrętu składało się z 4 dział kalibru 130 mm umieszczonych pojedynczo, 2 działek kalibru 40 mm, 4 karabinów maszynowych kalibru 13,2 mm, oraz 6 wyrzutni torped kalibru 550 mm, w których możliwe było zastosowanie reduktorów pozwalających na strzelanie torpedami kalibru 533 i 450 mm. Na pokładzie umieszczono również mocowania dla 60 min morskich. Załoga liczyła 10-12 oficerów i 150 podoficerów i marynarzy.
Eksploatacja i los
Pierwsze lata służby Wichra przebiegły spokojnie. Okręt uczestniczył w wizytach kurtuazyjnych i rejsach szkoleniowych. Po wejściu do służby Burzy, w 1934 roku Wicher i Burza po raz pierwszy i jedyny w okresie międzywojennym odwiedziły radziecki port w Leningradzie. W latach 1937-1938 na okręcie przeprowadzono drobną modernizację, która miała być wstępem do kolejnej modernizacji, zakładającej przezbrojenie okrętu w armaty kalibru 120 mm wz. 36 Bofors, takie same jak na niszczycielach typu Grom i na ORP Gryf.
W 1939 roku po latach eksploatacji ORP Wicher wymagał remontu w suchym doku, jednak z powodu napiętej sytuacji międzynarodowej, remontu nie wykonano. W związku z tym Wicher nie znalazł się na liście jednostek, które miały w ramach planu Peking trafić na Zachód w razie wojny. Zamiast tego niszczyciel miał pozostać na wybrzeżu i brać udział w jego obronie. W tym czasie dowództwo nad Wichrem przejął komandor porucznik Stefan de Walden.
Pod koniec sierpnia w całej flocie ogłoszono mobilizację alarmową, która objęła również Wichra. Okręt pobrał dodatkową amunicję, a w okrętowym sejfie zdeponowano 11 000 dolarów. Wybuch wojny zastał okręt na redzie portu w Gdyni. Rankiem doszło do wymiany ognia między załogą niszczyciela a niemieckimi wodnosamolotami, które przeleciały nad portem. Następnie załoga przygotowała się do zaplanowanej na noc z 1 na 2 września operację Rurka, w ramach której Wicher miał osłaniać Gryfa podczas stawiania zapory minowej.
Późnym popołudniem Wicher i Gryf zostały zaatakowane przez niemieckie lotnictwo, które zmusiło stawiacz min do powrotu do portu, a operacja została odwołana. Nikt nie poinformował o tym jednak dowódcy Wichra, który kontynuował rejs w kierunku planowanej pozycji z której miał wspierać operację. W nocy załoga niszczyciela dostrzegła niemieckie okręty (które nie zauważyły polskiego okrętu), ale nie podjęto żadnych działań zaczepnych.
Rankiem 2 września Wicher wrócił na Hel, gdzie podjęto decyzję o przekształceniu niszczyciela w stacjonarne stanowisko artyleryjskie i obrony przeciwlotniczej. Wygaszono kotły, usunięto zbędne uzbrojenie i amunicję, a okręt zacumowano przy nabrzeżu. W ciągu dnia załoga okrętu odpierała ataki z powietrza, zestrzeliwując prawdopodobnie jeden samolot.
Naloty trwały przez całą noc, ale Wicher nie doznał żadnych uszkodzeń. Rankiem załoga niszczyciela stoczyła pojedynek artyleryjski z niemieckimi niszczycielami, zmuszając je do odwrotu. Około godziny 9:00 nastąpił kolejny atak lotniczy, w wyniku którego uszkodzono poważnie Gryfa. O godzinie 15:00 nastąpił drugi nalot tego dnia, w wyniku którego Wicher został trafiony czterema bombami. Uszkodzenia były tak duże, że okręt przewrócił się na burtę w płytkiej wodzie basenu portowego. Co istotne, w wyniku tego ataku zginął tylko jeden marynarz z Wichra – starszy marynarz Edward Kwiatkowski.
Wrak niszczyciela pozostał przy nabrzeżu aż do zajęcia portu przez Niemców. Następnie wrak załatano i podniesiono z zamiarem wyremontowania, ale planów nie zrealizowano. Następnie wrak odholowano i pozostawiono na obrzeżach portu. W 1945 roku został on częściowo wysadzony w powietrze. Po wojnie polscy saperzy wysadzili resztę okrętu. Do dnia dzisiejszego po wraku zostały fragmenty kadłuba, które oficjalnie są uznawane za chroniony obiekt zabytkowy.