Nie często zdarza mi się przygotowywać tekst będący komentarzem i oceną aktualnych wydarzeń. Projekt Ustawy o książce stworzony przez Polską Izbę Książki jest jednak na tyle związany z naszym portalem, że uznałem, że warto powiedzieć głośno co na ten temat myślę.
O co chodzi?
Polska Izba Książki już po raz kolejny przygotowała projekt ustawy, która ma ratować rynek czytelnictwa w Polsce. Rynek ten pod wieloma względami jest bardzo trudny i pełen problemów, które cały czas się pogłębiają. Ilość sprzedawanych książek jest mała, ceny są wysokie, poziom czytelnictwa spada, a ilość księgarni i wydawnictw jest coraz mniejsza.
Głównym założeniem projektu jest wprowadzenie stałej, okładkowej ceny książki (z niewielkimi możliwościami rabatowymi) na okres 12 miesięcy od premiery danej książki. Ustawa określa jakie możliwości obniżenia cen mogą być stosowane w okresie 12 miesięcy od premiery – lista jest konkretna i zawiera kilka pozycji.
Celem ustawy jest zlikwidowanie negatywnych czynników, które zdaniem autorów wpływają na systematyczne pogarszanie się czytelnictwa w Polsce.
Szczegółowe informacje o ustawie, jej projekt, uzasadnienia, prezentacje i historyczne wersje projektu można znaleźć na stronie Polskiej Izby Książki – Projekt Ustawy o książce.
Warto to przeczytać zanim przejdzie się do lektury komentarzy – wszelkich. Nie będę rozpisywał się o konkretnych rozwiązaniach zaproponowanych w ustawie, bo najlepiej samemu je doczytać.
Na czym stoję?
Wypowiadam się jako wydawca dwóch portali internetowych, dziennikarz, maniak posiadania książek i osoba od lat zajmująca się handlem detalicznym. Jestem więc w pewnym sensie przedstawicielem kilku grup, które będą miały styczność bezpośrednio z tą ustawą.
Ze względu na moje zainteresowania jak i pracę redakcyjną, miesięcznie kupuję nawet kilkanaście książek różnego rodzaju – od powieści po specjalistyczne wydawnictwa tematyczne, a kolejnych kilka otrzymuję do recenzji. Od kilku lat moim głównym źródłem pozyskiwania książek są księgarnie internetowe, ale punkty stacjonarne odwiedzam przynajmniej 1-3 razy w miesiącu. Czytam dużo (nawet nie liczę książek, które czytam), nie do końca patrzę na ceny (chyba, że interesują mnie książki niszowe, kolekcjonerskie itp. zwłaszcza zagraniczne) i nie mam przywiązania do konkretnych księgarni. Cenię jakość książek i sposób wydania. Kupuję zarówno książki w języku polskim jak i angielskim, często sprowadzane z innych krajów – głównie z USA i Wielkiej Brytanii.
To by było na tyle, jeśli chodzi o to jakie jest moje osobiste podejście do książek.
Jak wygląda rynek?
Przejdźmy jednak do samej ustawy i zacznijmy od oceny stanu faktycznego – rynek książek w Polsce jest fatalny. Księgarni jest mało, dominują sieciówki, ceny książek są wysokie a dostępne publikacje są często kiepskie, zwłaszcza, jeśli chodzi o książki tematyczne. W księgarniach dominują masowe publikacje, które dostępne są wszędzie. Dorwanie dobrej, świetnie wydanej książki w języku polskim jest bardzo trudne. Książki tematyczne wyglądają w tym zestawieniu jeszcze gorzej (np. książki historyczne)
Na rynku dominują duże księgarnie sieciowe – zwykle zagraniczne, oraz duże wydawnictwa, wydające książki masowo i w dużych ilościach. Wiele starych wydawnictw znika, ponieważ nie są w stanie sprostać wymogom rynku – zwłaszcza wymogom dużych księgarni, które mocno naciskają na ceny i maksymalnie wydłużają czas płatności za faktury oraz wymuszają zwrot niesprzedanych w wybranym przez siebie terminie książek.
Ceny książek również pozostawiają wiele do życzenia. Za dobrą książkę nie zapłaci się mniej niż 30-40 zł, co przy średnich faktycznych zarobkach na poziomie około 2500 zł brutto (średnie wynagrodzenie w Polsce w lutym 2017 roku wyniosło 4305 zł brutto) jest stosunkowo wysokim kosztem. Książki specjalistyczne są jeszcze droższe, osiągając ceny około 100 zł.
Bardzo mocno rozwija się rynek księgarni internetowych, sprzedających zarówno wydania papierowe jak i ebooki i audiobooki. Praktycznie wszystkie wydawnictwa mają własne księgarnie internetowe, a każda księgarnia stacjonarna ma sklep internetowy. Do Polski puka również Amazon, który prawdopodobnie w ciągu roku, dwóch, uruchomi całkowicie polską edycję swojego sklepu (Amazon jest jednym z największym sprzedawców książek w internecie).
Stan czytelnictwa w naszym kraju jest bardzo zły. Według danych z 2015 roku (kiedy to wydano ostatni raport o stanie czytelnictwa w naszym kraju) tylko 37% Polaków przeczytało w ciągu roku jakąś książkę. Zaledwie 45,6% badanych przeczytało tekst dłuższy niż 3 strony maszynopisu w ciągu miesiąca poprzedzającego badanie.
Warto jednak zwrócić uwagę na to, że badanie przypadło na okres rozwoju audiobooków oraz stały wzrost ilości portali i blogów, gdzie teksty są raczej krótkie – nie trzeba daleko szukać, ponieważ na SmartAge.pl publikujemy zwykle materiały o długości około 1-5 stron maszynopisu.
Mimo to, nie ma wątpliwości, że czytelnictwo w naszym kraju wygląda fatalnie.
Ustawa, która (nie)uratuje rynku
Zaproponowany projekt ustawy ma być ratunkiem dla rynku. Stała cena książek w okresie 12 miesięcy od premiery ma sprawić, że wydawcy nie będą ponosili strat w związku z ciągłymi promocjami przygotowywanymi przez księgarnie, które toczą między sobą wojnę cenową. Zatrzymanie tej wojny cenowej ma również uratować małe księgarnie, nie będące częścią sieci, które po prostu nie są w stanie wywalczyć tak niskich cen jak mające większą skale sieci.
Tyle w teorii. W praktyce ustawa przede wszystkim atakuje sklepy internetowe, które dzięki niższym kosztom działania mogą pozwolić sobie na niższe ceny książek, nawet niższe niż w sieciach księgarni, oraz bez wątpienia wpłynie na podwyższenie cen książek i spadek dochodów wydawnictw.
Mimo pięknych zapewnień autorów projektu, wielkie sieci księgarni bez problemów wymuszą na wydawcach takie ustalanie cen, aby maksymalnie zarobić na książkach, równocześnie ustalając maksymalną cenę za jaką książkę sprzedadzą. Wydawcy będą mieli prosty wybór – zgodzić się na to, zmniejszyć marżę i trafić do sieci mającej skalę sprzedaży, albo powiedzieć nie i zostać z własnymi kanałami dystrybucji i często z małą skalą. Wydawcy nie będą bowiem w stanie odzyskać swoich mniejszych zysków poprzez zmniejszenie kosztów druku, ponieważ te i tak są już przycięte bardzo mocno co widać po jakości papieru i okładek wielu książek.
Pod żadnym pozorem taka sytuacja nie sprawi też, że nagle niszowe wydawnictwa otrzymają dostęp do wszystkich księgarni. Te same wydawnictwa natrafią bowiem znowu na barierę negocjacyjną ze strony dużych księgarni, które są monopolistami na rynku (mowa dokładnie o dwóch sieciach, z których jedna wyraźnie wygrywa). Księgarnie te nie wprowadzą również do swojej oferty książek niszowych, ponieważ po prostu nie będzie się im to opłacało – tak jak i teraz się to nie opłaca. Wydawcy tacy zostaną więc na tym samym poziomie co obecnie.
Zlikwidowana zostanie cała grupa „Tanich książek”, często przecenianych już w dniu premiery. Przy bardzo powoli rosnących zarobkach wiele osób po prostu nie będzie mogło sobie pozwolić na zakup książki w cenie okładkowej – nawet jak ceny pozostaną na obecnym poziomie cen okładkowych, to brak promocji de facto podwyższy ceny.
Ceny książek będą stałe dla wszystkich – również sklepów internetowych. Wydawcy będą ustalali ceny ebooków, wydań papierowych i audiobooków. Zabronione będzie dodawanie książek jako dodatków do np. gazet, jak i dodawanie dodatków do książek, chyba, że wydawca sam doda coś do książki na 12 miesięcy (Art. 11. pkt. 2) wspomnianej ustawy).
Reasumując – śmierć wolnego rynku. Książki dla wszystkich równo, niezależnie od dochodów. Nie będzie więc sensu prowadzenia księgarni internetowych bo będą one miały tę samą cenę co księgarnie stacjonarne i sklepy wydawnictw.
Autorzy ustawy uważają również, że dzięki tym wszystkim ograniczeniom, wydawcy nagle nauczą się, które książki są warte wydania i będą przykładali większą wagę do wyboru nowych książek. Tym samym niszowi autorzy będą mogli łatwiej wypłynąć. Nikt nie pomyślał jednak, że wydawcy nie wypuszczą w takiej sytuacji na rynek książki nieznanego sobie autora, ponieważ po prostu nie będą wiedzieli czy jego książka trafi do czytelników czy nie. Nie mogąc zmieniać ceny po prostu nie będą chcieli ponosić ryzyka, że zostaną z niesprzedanymi książkami.
Małe wydawnictwa, oraz autorzy książek specjalistycznych, którzy wydają pojedyncze tytuły utracą możliwość dotarcia do większej ilości czytelników, ponieważ ich książki są po prostu droższe z racji mniejszych nakładów i często lepszego wydania, więc duże sieci księgarni będą naciskały na obniżenie cen do poziomu, który niekoniecznie będzie opłacalny. Zostaną więc własne kanały dystrybucji, które nie przełożą się na skalę, jaką można uzyskać z współpracy z dużymi księgarniami. Również i oni pozostaną na obecnym poziomie.
Wyraźnie więc widać, że projekt stworzono z myślą o dużych księgarniach, które i tak mają skalę i siłę negocjacyjną do wymuszania na wydawcach cen. Księgarnie te są bowiem bardzo negatywnie nastawione do sklepów internetowych, które oferują tańsze książki. Nie obchodzi ich też los innych księgarni, bo tych jest już zbyt mało, aby mogły zagrozić na rynku komukolwiek z obecnych monopolistów. Wygrają również duże księgarnie, które dzięki skali mogą sobie pozwolić na odrobienie strat w inne sposoby.
Czytelnik w tym miejscu jest na ostatnim miejscu. On ma tylko płacić za książki. A że będą droższe i będzie się ich sprzedawało mniej, to nikogo nie obchodzi. Eliminacja księgarni internetowych, które stracą wyróżnik, jakim była cena również wpłynie na zmniejszenie skali dostępu do książek.
Praktycznie każde zdanie ustawy prowadzi tylko do umocnienia się monopolistów na rynku i zmniejszenia ilości sprzedawanych książek poprzez wprowadzanie ograniczeń w ich dystrybucji. No i co istotne, wypiera wolny rynek, przez co spada konkurencja, która wymusza obniżanie cen, a tym samym zwiększa przystępność cen dla przeciętnych konsumentów.
Kolejnym negatywnym czynnikiem jest przymuszenie wszystkich wydawnictw i księgarni do stosowania zapisów ustawy pod rygorem kar. A co jeśli dany wydawca chce aby jego książka miała płynną cenę? Ustawa mu tego zabrania.
To się nie skończy dobrze
Ustawa w obecnej formie budzi wiele kontrowersji, zarówno wśród wydawców i sprzedawców książek jak i czytelników. Zwolennicy jak i przeciwnicy projektu przerzucają się argumentami, często zapominając o podstawowym problemie – czytelnictwo spada nie dlatego, że coś jest nie tak z obniżaniem cen książek, tylko przez brak promocji czytelnictwa i coraz słabsze książki dostępne na rynku.
Ciężko powiedzieć, czy ustawa trafi do Parlamentu, czy nie – chociaż pojawiają się sygnały, że Rząd interesuje się projektem pozytywnie i możliwe, że będzie chciał poddać go pod głosowanie. Jeśli projekt przejdzie, możemy być pewni, że przez rynek książek w Polsce przetoczy się tsunami, które raczej nie oczyści go z patologii i problemów…
Discover more from SmartAge.pl
Subscribe to get the latest posts sent to your email.