Po zakończeniu II wojny światowej, Amerykanie i Rosjanie rozpoczęli kolejny wyścig zbrojeń. Kluczowym jego elementem była rozbudowa posiadanego arsenału nuklearnego oraz środków jego przenoszenia. W tamtym okresie, na szeroką skalę odbywały się testy różnorakich bomb i pocisków z głowicami jądrowymi przeprowadzanych przez obydwie strony zimnej wojny i pociągające za sobą ofiary po oby stronach. Jednak jedynie włodarze ZSRR wpadli na pomysł, by przetestować skutki wybuchu atomowego na własnych żołnierzach…

Geneza

Po śmierci Józefa Stalina w marcu 1953 roku, w Związku Radzieckim nastąpił kilkumiesięczny okres walki o władzę wśród najwyższego kierownictwa partii komunistycznej. Ze starcia zwycięsko wyszedł sekretarz generalny Komitetu Centralnego, Nikita Chruszczow. Nie mógł się jednak cieszyć pełnią władzy – potrzebował wpływowych sojuszników. Jednym z najpotężniejszych z nich stał się marszałek Gieorgij Żukow – postać znana jako wojskowa prawa ręka Stalina w czasie wojny, który objął stanowisko najpierw zastępcy a potem Ministra Obrony ZSRR.

Replika RDS-1 (fot. Alexander Polyakov)
Replika RDS-1 (fot. Alexander Polyakov)

Zwycięstwo Chruszczowa i jego popleczników nie rozwiązywało jednak zasadniczych problemów zarówno w dziedzinach politycznej, jak i gospodarczej czy militarnej. Zrujnowany w wyniku wojny kraj odbudowywał się bardzo powoli, dodatkowo obciążony wielkimi nakładami na kolejną już rozbudowę sił zbrojnych. Rzecz jasna generowało to napięcia w społeczeństwie, które kilkukrotnie kończyły się brutalnie tłumionymi wystąpieniami. W kierownictwie partii zdawano sobie z tego sprawę, jak również z faktu, że na dłuższą metę kontynuowanie takiego stanu rzeczy skończy się nieuchronną katastrofą. Wobec tego, część nomenklatury partyjnej zaczęła postulować stopniowe odchodzenie od ideologii stalinowskiej, normalizację stosunków z Zachodem i dopuszczenie do normalnej wymiany ekonomicznej by dać rodzimej gospodarce szansę na odbudowanie się.

Ironią historii jest fakt, że nurt ten zainicjował Ławrentij Beria, jeden z katów Stalina, co zresztą przypłacił głową w trakcie walki o władzę. Jednak Chruszczow i jego zwolennicy opowiadali się za utrzymaniem dotychczasowego kursu – konfrontacji z Zachodem. Wprowadzenie na uzbrojenie ZSRR bomb atomowych, dodało kolejny element do dyskusji: czy można wygrać wojnę z użyciem tej broni? Część kierownictwa partyjnego była zdania, że takiej wojny nikt nie wygra, a skończy się kataklizmem dla całego świata. Grupa Chruszczowa z Żukowem na czele była zdania wręcz przeciwnego, upatrując w broni jądrowej upragnionego narzędzia na ostateczne zwycięstwo komunizmu. Wreszcie, wiosną 1954 r., Żukow postanowił przekonać „opozycję” partyjno–wojskową, organizując wielkie manewry, które formalnie określono jako „przełamanie przygotowanej obrony nieprzyjaciela przez korpus strzelecki przy użyciu broni atomowej”.

Manewry zaplanowano na wrzesień 1954 roku. Wcześniej od kilku miesięcy, w sposób niezwykle intensywny nawet jak na standardy Armii Radzieckiej, ćwiczył 128. Korpus Strzelecki, mający w scenariuszu reprezentować siły „Wschodnich”. W opracowaniach często podaje się liczbę około 45 tys. żołnierzy, mających brać udział w manewrach, lecz według twierdzeń Wiktora Suworowa, liczba ta odnosi się jedynie do rzeczonego korpusu. W istocie zapomina się o 7. Korpusie Strzeleckim, imitującym wojska potencjalnego przeciwnika oraz trzech dywizjach lotnictwa i samodzielnym pułku lotniczym. Przyjmując, że 7. Korpus miał podobną strukturę co 128., można założyć, że w ćwiczeniach wzięło udział łącznie około 100 tys. ludzi. Jako miejsce przeprowadzenia ćwiczeń wybrano poligon Tocki (od wsi Tockoje, leżącej w jego granicach), mieszczący się niedaleko miasta Buzułuk, w obwodzie oreburskim, około 200 km od stolicy obwodu – Orenburga.

Replika bomby RDS-4 (fot. Mike1979 Russia/Wikimedia Commons)
Replika bomby RDS-4 (fot. Mike1979 Russia/Wikimedia Commons)

Zdaniem radzieckich planistów, poligon ten najlepiej odwzorowywał warunki naturalne panujące na przewidywanym teatrze walk – zachodniej Europie. Łącznie w ćwiczeniach wzięło udział 320 samolotów, 600 czołgów i dział samobieżnych, 600 opancerzonych transporterów piechoty, 500 środków artyleryjskich i około 5000 innych pojazdów.

Przebieg ćwiczeń

Wczesnym ranem 14 września 1954 roku, w dwóch bombowcach Tu-4, stacjonujących na lotnisku Władimirowka zapuszczono silniki. Do wykonania zadania wybrano jeden z samolotów, dowodzonych przez majora Wasyla Kutarczewa. Nad wyznaczony cel, samolot dotarł o 9:33, po czym zrzucił niesioną przezeń bombę RDS-4, o mocy 40 kiloton – dwukrotnie więcej, niż amerykańska bomba zrzucona na Hiroszimę. Eksplodowała ona na wysokości 350 m nad ziemią, 13 km od wsi Tockoje.

Ledwo atomowy grzyb zdążył się uformować, do akcji weszła artyleria i lotnictwo 128. Korpusu. Samoloty po kolei wlatywały w chmurę utworzoną przez wybuch, zrzucając bomby na pozorowane cele na linii obrony „Zachodnich”. Po kilkunastu minutach ostrzał ucichł, a przez epicentrum wybuchu przejechały patrole radiacyjne, dając zgodę siłom głównym na wejście do walki. Około godziny 12:00, trzon sił 128. Korpusu przejechał przez „strefę zero” i uderzył na pozorowane siły nieprzyjaciela. Do godziny 14:40, „Wschodni” osiągnęli linie „Zachodnich”, zmuszając ich do odwrotu.

Po zakończeniu głównej części manewrów jednostki obu korpusów, jeszcze przez kilka tygodni przebywały na poligonie, zwijając sprzęt i eszelonując go do miejsc stałej dyslokacji.

Tupolew Tu-4
Tupolew Tu-4

Następstwa

Oficjalnie manewry zakończyły się spektakularnym sukcesem. Żukow miał udowodnić „niedowiarkom” z partii oraz państw satelickich potęgę Armii Radzieckiej, której nie straszne są wybuchy jądrowe. Z punktu widzenia ówczesnej radzieckiej doktryny wojennej, uzyskano „czyste” przełamanie pozycji nieprzyjaciela, pozwalające na wprowadzenie w ów wyłom sił pancerno–zmechanizowanych, które mogłyby wyjść na przestrzeń operacyjną, poza linię obrony ustanowioną przez nieprzyjaciela.

W kontekście politycznym, dawało to Chruszczowowi i Żukowowi niepodważalny argument, że raz obrana droga jest słuszna i tylko od dobrej woli włodarzy Kremla zależy, czy i kiedy komunizm będzie dalej „eksportowany” na Zachód. Zwolennicy przemian zostali pozbawieni możliwości dalszego podważania założeń „jedynie słusznego” systemu i w konsekwencji systematycznie pozbawiani stanowisk i znaczenia. Ponadto, Żukow osiągnął to, o czym z dawien dawna pragnął: całkowitej i niemal niepodważalnej kontroli nad armią, która miała być jego dalszą trampoliną do objęcia pełni władzy w ZSRR. Jak pokazała historia, miało się stać inaczej…

Niewielu w tamtym czasie miało jednak pełnię świadomości co do realnego przebiegu manewrów. W trakcie przygotowań do ćwiczeń okazało się, że najnowsze wówczas bombowce strategiczne, Tu-16, kompletnie nie nadają się do zastosowania w charakterze bombowca taktycznego przewidzianego scenariuszem. Radzieckim pilotom, mimo że na potrzeby ćwiczeń wyselekcjonowano najlepszych dostępnych, w ogóle nie udawało się trafić w cel. Odchylenia zrzucanych atrap były tak duże, że w realnych warunkach bomba mogła spaść na własne wojska lub co gorsza, na tłum notabli zebranych do obserwowania ćwiczeń. Na rozkaz Żukowa zastosowano więc kompletnie już w owym czasie przestarzały Tu-4, czyli…nieautoryzowaną kopię amerykańskiego B-29, który w tym czasie wycofywany był ze służby liniowej. W warunkach prawdziwego konfliktu, maszyna ta, prawdopodobnie nie miałaby szans nawet na dolecenie w rejon zrzutu, gdyż wcześniej padłaby ofiarą zachodnich myśliwców.

Ponadto, jak się okazało, pomimo wielokrotnych treningów, w decydującym momencie i tak bomba spadła z odchyleniem, jak wskazują opisy, około 280 metrów. Istniała więc realna możliwość, że w prawdziwej wojnie, nawet gdyby bombowcowi udało się dotrzeć w rejon zrzutu, mogłaby porazić własne wojska i udaremnić ofensywę, zanim tak naprawdę by się zaczęła. Innymi słowy, całe manewry były jednym wielkim spektaklem, nie liczącym się z kosztami tak osobowymi jak i materiałowymi, na potrzeby wąskiej grupy partyjnych notabli, dążących do ugruntowania swojej władzy.

Prawdziwa tragedia dotyczyła jednak żołnierzy biorących udział w ćwiczeniach. Nie poddano ich jakiejkolwiek dekontaminacji, a sprzęt i mundury wydane tuż przez manewrami zabrali ze sobą, użytkując je na co dzień. Nic więc dziwnego, że już w kilka dni po ćwiczeniach, tysiące z nich zaczęło mieć objawy choroby popromiennej, krwawe biegunki itp. Wszyscy żołnierze podpisali zobowiązania do zachowania tajemnicy wojskowej, a w ich akta osobowe wprowadzono wpisy, że w czasie ćwiczeń przebywali wszędzie, tylko akurat nie na poligonie Tockim. Nie prowadzono żadnej dokumentacji medycznej, która mogłaby mieć jakiś wpływ na uratowanie ich życia i zdrowia, a akta tockiego szpitala, do którego zaczęły trafiać pierwsze ofiary, zniszczono. Ci którzy mieli szczęście nie zachorować od razu, z czasem (i pojawieniem się objawów chorobowych) byli masowo zwalniani z armii, a brak jakiejkolwiek wzmianki o promieniowaniu skutkował brakiem możliwości leczenia. Odchodzili w ciszy i odrzuceniu przez sowiecki system jako nikomu już niepotrzebny zużyty materiał…

Osobną kwestią pozostała sprawa ludności cywilnej. Rejon okalający poligon Tocki, jest jednym z najgęściej zaludnionych w ZSRR. Nagła zmiana kierunku wiatru spowodowała, że chmura radioaktywnego opadu przemieściła się nie w stronę zamkniętej części poligonu, lecz w stronę Orenburga, skażając po drodze kilkadziesiąt miejscowości, w tym ujęcia wody, pola uprawne, bydło itp. Rzecz jasna, nikomu nie przyszło do głowy, powiadomić lokalne władze, że o pospolitych mieszkańcach nie wspominając. W efekcie, miejscowa ludność do dziś umiera przedwcześnie z powodu chorób nowotworowych…

Jak pisze Suworow, Żukow planował jeszcze kilka podobnych spektakli. Szczęśliwie, Chruszczow, dyskretnie poinformowany o skutkach takich prób w najgęściej zaludnionych terenach ZSRR, zakazał marszałkowi ich dalszego prowadzenia, a cztery lata później, zdymisjonował go. Próby jądrowe prowadzono już na terenach odludnych, gdzie ryzyko transmisji skażenia na ludność było mniejsze. Nie zmieniało to faktu, że o ofiarach ćwiczeń zapomniano, a ich skutki utajniono. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi umierało w męczarniach, ale w końcu czym w Związku Radzieckim była jednostka…

Więcej o wydarzeniach na poligonie Tockim można zobaczyć tu:

Wspieraj SmartAge.pl na Patronite
Udostępnij.