Historia statku SS Ourang Medan, tajemnica lotu Santiago 513 albo relacja z przebiegu Rosyjskiego eksperymentu ze snem. Niesamowite historie, powtarzane w licznych artykułach albo nawet filmach dokumentalnych. Poparte licznymi zdjęciami i relacjami, oraz źródłami. Co je łączy? Że są fikcją, a dokładnie tzw. creepypastą.
Creepypasta
„Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów”. Każdy kto korzystał z internetu w Polsce zna chyba ten cytat, przypisywany Stanisławowi Lemowi. Problem w tym, że Lem nigdy tego zdania nie powiedział i tak naprawdę nie wiadomo kto jest autorem tego dosyć wymownego cytatu. Chociaż jest on dosyć obraźliwy, bardzo dobrze pasuje do tematu tzw. creepypasta.
Zanim przejdziemy do wspomnianych wcześniej historii, warto wyjaśnić czym jest creepypasta. Pod tym słowem kryje się krótka, fikcyjna historia rozpowszechniana w internecie, która ma na celu przestraszyć czytelnika. Większość tych historii nie jest parta na faktach, ale ich źródłem są często artykuły prasowe, relacje i opowiadania opublikowane wiele lat temu bądź miejskie legendy. Określenie to pochodzi o słów creepy – ang. straszny i copypasta – opowiadanie kopiowane i rozpowszechniane w internecie.
Historie te zwykle publikowano jako zwykłe opowiadania, ale opisywano je tak realistycznie, że po latach, czytając takie artykuły można odnieść wrażenie, że są autentycznymi relacjami. Lista takich historii jest bardzo długa i rośnie z roku na rok wraz z „odkrywaniem” kolejnych tajemnic. Niestety brak weryfikacji źródeł i bezmyślne powtarzanie zasłyszanych historii – tak jak w przypadku rzekomego cytatu Stanisława Lema, sprawia, że żyją one coraz dłużej i co gorsze zyskują popularność.
Statek widmo SS Ourang Medan
Chyba jedna z najdłużej żyjących i najczęściej powtarzanych historii z gatunku creepypasta. Opisuje ona historię odnalezienia statku widmo o nazwie SS Ourang Medan w okolicach Holenderskich Indii Wschodnich w cieśninie Malakka bądź w jej okolicach. Statek odnaleziono albo w 1940, albo w lipcu 1947 lub lutym 1948 roku.
Niezależnie od wersji, dwa statki – City of Baltimore i Silver Star płynące cieśniną Malakka miały odebrać sygnał SOS z holenderskiego statku Ourang Medan. Komunikat brzmiał, że wszyscy oficerowie z kapitanem włącznie nie żyją, a ich ciała znajdują się w pokoju nawigacyjnym i na mostku. Prawdopodobnie cała załoga nie żyje, a statek dryfuje. Ostatni fragment komunikatu brzmiał „Umieram”.
Statek został odnaleziony przez załogę Silver Star, która weszła na jego pokład. Znaleźli podobno ciała martwej załogi leżące na plecach, z otwartymi ustami i oczami i wyrazem przerażenia. Nie odnaleziono nikogo żywego, ani żadnych ran bądź śladów walki. Kiedy próbowano rozpocząć holowanie statku, w ładowni numer 4 wybuchł pożar, w związku z czym ekipa ratunkowa opuściła pokład, a Ourang Medan chwilę później eksplodował.
Jako przyczyny śmierci załogi wskazywano ulotnienie się gazów bojowych przewożonych w ładowni, zatrucie dwutlenkiem węgla lub po prostu jakieś zatrucie oparami. Można również spotkać się z informacją, że na atolu Taongi włoski misjonarz odnalazł jedynego ocalałego z załogi Ourang Medan, ale po opisaniu swojej historii, według której statek przewoził źle zabezpieczony ładunek kwasu siarkowego, mężczyzna zniknął.
Problem w tym, że chociaż źródłem tej historii są artykuły z 1948 roku oraz z 1952 roku, nie ma żadnych dowodów na istnienie statku o nazwie SS Ourang Medan. W Rejestrach Lloyda nie ma wzmianki o statku o takiej nazwie, co jest dosyć dziwne, ponieważ praktycznie wszystkie statki oceaniczne są wpisane do tego rejestru. Ponadto dziennik pokładowy ze statku Silver Star nie wspomina o tym wydarzeniu. Wielu badaczy szukających dowodów na potwierdzenie tej teorii znalazło wzmianki w gazetach z 1940 roku, również opisujące statek o nazwie Ourang Medan, ale nie można znaleźć źródła tych artykułów.
Historia Ourang Medan pozostaje więc dla jednych niewyjaśnioną tajemnicą, a dla innych teorią spiskową i typową creepypastą. Jaka jest prawda? Osobiście obstawiam creepypastę.
Santiago 513
Kolejną niewyjaśnioną historią jest historia lotu Santiago 513. Samolot Douglas DC-4 miał wystartować 4 września 1954 roku z jakiegoś lotniska w Niemczech i skierować się do Brazylii, ale zaginął gdzieś nad Atlantykiem. Po 35 latach, 12 października 1989 roku samolot miał pojawić się nagle nad lotniskiem Porto Alegre w Brazylii. Następnie maszyna wykonała okrążenie wokół lotniska i wylądowała. Gdy do samolotu dotarła obsługa lotniska, na pokładzie znaleziono… 92 szkielety pasażerów i członków załogi, siedzące na swoich miejscach. Kapitan (a dokładnie jego szkielet) Miguel Victor Cury miał cały czas trzymać wolant, a silniki samolotu miały pracować na jałowym biegu. Historia miała zostać całkowicie ukryta przez władze lotniska. A według zwolenników tajemniczych zjawisk, samolot miał wpaść w tzw. fazę czasową (cokolwiek to jest).
Problemem tej teorii jest fakt, że żadne brazylijskie linie lotnicze nie używały samolotów DC-4. Jedynie Força Aérea Brasileira, czyli Brazylijskie Siły Powietrzne używały 12 samolotów Douglas C-54Gw latach 1960-1970. Istnieje jednak wersja, że samolot należał do linii Pan American i podczas lotu miał numer 914 – ale takiego lotu również nie można odnaleźć. Kolejny problem to wykorzystywane zdjęcia, które przedstawiają samolot Lockheed L-049 Constellation najczęściej w malowaniu linii TWA.
W tym miejscu warto dodać, że 11 lipca 1946 roku doszło do wypadku na pokładzie samolotu Lockheed Constellation linii TWA, lot 513. Na pokładzie samolotu wybuchł pożar, a samolot rozbił się – z 6 osób na pokładzie jedna przeżyła. Katastrofa ta jest w pełni potwierdzona, ponieważ jej skutkiem było uziemienie na pewien czas wszystkich Constellation, w celu zainstalowania czujników ognia w ładowniach.
Wszelkie informacje na temat lotu Santiago 513 pochodzą z artykułu opublikowanego na łamach The Weekly World News Tabloid z 14 listopada 1989 roku. Autor tekstu – Irwin Fisher zrelacjonował historię opisując znany nam jej przebieg. Z braku jakichkolwiek dowodów potwierdzających tę historię, można więc śmiało przyjąć, że jest to typowa creepypasta.
Rosyjski eksperyment ze snem
Pod koniec lat 40. w niezidentyfikowanym laboratorium w ZSRR przeprowadzono trwający około 15 dni eksperyment medyczny z użyciem nieznanego gazu stymulującego, uniemożliwiającego zaśnięcie. W szczelnym pomieszczeniu zamknięto 5 więźniów politycznych. Zapewniono im łóżka, książki i zapasy żywności na ponad miesiąc, oraz dostęp do bieżącej wody. Aby prowadzić obserwację badanych, w pomieszczeniu umieszczono mikrofon, a w ścianach niewielkie otwory z grubą szybą, przez które możliwa była ograniczona widoczność do wnętrza. Nie zastosowano żadnych kamer.
Do pomieszczenia wpuszczano specjalny gaz uniemożliwiający zaśniecie i badano poziom zużycia tlenu. Przez pierwszych kilka dni nic się nie działo, a badani systematycznie zmieniali temat rozmów na coraz bardziej mroczny. Po 5 dniach badani zaczęli narzekać na warunki bytowe i wykazywać objawy paranoi, stając przy oknach i szepcząc do mikrofonów.
Po 9 dniach jeden z badanych zaczął krzyczeć i biegać po całym pomieszczeniu, a pozostali nie reagowali. Po 3 godzinach prawdopodobnie uszkodził swoje struny głosowe i przestał wydawać dźwięki. Dopiero gdy drugi z badanych zaczął krzyczeć, pozostali wpadli w furię i zaczęli rozrywać książki żeby zakleić okna. Gdy odcięli widoczność, krzyki ustały.
Po 3 dniach, w 12 dniu eksperymentu naukowcy zaczęli rozważać awarię mikrofonów, ponieważ z wnętrza pomieszczenia nie dochodziły żadne dźwięki. Z drugiej strony zużycie tlenu było typowe dla 5 osób ciężko pracujących. W 14 dniu eksperymentu naukowcy uruchomili interkom i skomunikowali się z badanymi, informując ich, że otworzą komorę w celu sprawdzenia mikrofonów. Jeden z badanych miał dodatkowo zostać uwolniony.
Badani spokojnie odpowiedzieli, że nie chcą być uwolnieni. Dopiero 15 dnia podjęto decyzję o otworzeniu pomieszczenia. Podczas wypompowywania gazu i oczyszczania powietrza, badani zaczęli błagać o nieusuwanie gazu. Gdy wreszcie do komory weszli żołnierze, badani zaczęli krzyczeć. Żołnierze natomiast stanęli przed przerażającym widokiem.
Jeden z badanych nie żył, a pozostali wykazywali olbrzymie oznaki samookaleczenia i z medycznego punktu widzenia powinni nie żyć, ale mimo to wykazywali aktywność i olbrzymią siłą gdy zaczęli się szarpać z żołnierzami. Jeden z badanych zginął, a pozostali, w tym jak się okazało pierwszy, który zaczął krzyczeć, zostali przeniesieni do ambulatorium.
Po operacjach, w trakcie których opatrzono olbrzymie obrażenia jakie zadali sobie badani, przeniesiono ich ponownie do komory badawczej w celu kontynuowania badań. Zanim zamknięto komorę, jeden z badanych zasnął i zmarł. Wtedy podjęto decyzję o zamknięciu komory z dwoma ocalałymi badanymi oraz z 3 naukowcami. Jeden z naukowców wyjął pistolet i zastrzelił badanego, a pozostali uciekli z komory. Wywiązał się krótki dialog między ocalałym badanym a naukowcem z bronią, który zapytał się badanego „czym jest?” Po odpowiedzi, którą można streścić stwierdzeniem, że był koszmarem sennym, naukowiec go zastrzelił.
Tak zakończyła się ta historia. Chociaż wiadomo, że jest to creepypasta – autor pierwszej wersji nie jest znany, ale jej kolejne, coraz bardziej rozbudowane wersje doprowadziły nawet do powstania filmów krótkometrażowych, niektórzy wierzą w jej prawdziwość za sprawą zdjęć, przedstawiających rzekomo jednego z badanych. Problem w tym, że zdjęcie to przedstawia… kukłę halloweenową z USA…
Podsumowanie
Przedstawione historie to tylko 3 z setek albo i tysięcy creepypasta krążących po internecie. Wiele z nich publikowanych jest przez nawet poważne portale, przez co niektórzy wierzą w ich prawdziwość. Szczegółowość ich opisu oraz olbrzymia tajemnica w nich zawarta przyciągają uwagę, przez co osoby podatne na takie historie zaczynają w nie wierzyć i powtarzać dalej, przez co żyją one własnym życiem i zyskują coraz większe grono zwolenników.
Discover more from SmartAge.pl
Subscribe to get the latest posts sent to your email.