Przeprowadzony 18 kwietnia 1942 roku amerykański nalot na Tokio przeprowadzony przez bombowce North American B-25 Mitchell startujące z lotniskowca USS Hornet chociaż nie przyniósł istotnych rezultatów militarnych, miał olbrzymie znacznie propagandowe, które znacząco wpłynęło na przebieg walk na Pacyfiku zwłaszcza w 1942 roku. Operacja ta znana jest jako Rajd Doolittle’a.

Geneza

Japoński atak na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku i równoczesne wypowiedzenie wojny Stanom Zjednoczonym przez Japonię sprawił, że amerykańskie społeczeństwo utraciło poczucie bezpieczeństwa, a politycy i całe społeczeństwo, zaczęli obawiać się dalszych ataków a nawet inwazji. W tej sytuacji już 21 grudnia 1941 roku prezydent Franklin D. Roosevelt przekazał dowódcom połączonych sztabów (Joint Chiefs of Staff) polecenie opracowania szybkiego i możliwego do natychmiastowego zrealizowania planu ataku na Wyspy Japońskie.

Pearl Harbor po ataku
Pearl Harbor po ataku

Celem operacji miało być z jednej strony odpowiedzenie na japoński atak na Pearl Harbor, ale również polepszenie szybko pogarszającego się morale amerykańskiej armii i obywateli. Liczne sukcesy japońskiej armii w walkach na Pacyfiku i utrata kolejnych wysp oraz jednostek sprawiły, że morale Amerykanów z każdym kolejnym starciem bardziej podupadało. Potrzebny był sukces, choćby propagandowy, aby tchnąć ducha walki w społeczeństwo.

Admirał Ernest King wyznaczył komandorów Francisa Lowa i Donalda Duncana do opracowania planów odpowiedniego ataku. Mieli oni wykorzystać wszelkie możliwe środki, aby opracować realną do wdrożenia koncepcję ataku. Rozważano wiele pomysłów, ale praktycznie wszystkie miały wady uniemożliwiające przeprowadzenie ataku. Wykorzystanie bombowców dalekiego zasięgu, np. Boeing B-17 Flying Fortress odpadało z powodu ich niewystarczającego zasięgu. Brakowało bowiem odpowiednich baz na Pacyfiku mogących je przyjąć. Dodatkowo Rosjanie odmówili dostępu do swoich baz ponieważ nie prowadzili działań wojennych przeciwko Japonii.

Bombowce B-25 Mitchell na pokładzie USS Hornet
Bombowce B-25 Mitchell na pokładzie USS Hornet

Opcja wykorzystania samolotów pokładowych również nie wchodziła w grę, ponieważ bombowce pokładowe dysponowały za małym zasięgiem, aby wykonać atak z bezpiecznej odległości od Wysp Japońskich. Dodatkowo po starcie, lotniskowce musiałyby czekać na powrót samolotów co dodatkowo narażało je na ataki. W tym czasie lotniskowce były natomiast jedynymi okrętami, które mogły być wykorzystane w bezpośredniej walce z ewentualnym japońskim desantem na Hawaje lub nawet zachodnie wybrzeże USA.

Wydawało się, że nie ma sposobu na przeprowadzenie skutecznego ataku na tak odległy cel, ale podczas jednej z inspekcji przyjmowanego do służby lotniskowca USS Hornet komandor Francis Low zauważył, że w bazie w Norfolk na pasie startowym wymalowano linie odpowiadające wymiarom pokładu startowego lotniskowca. Z pasa korzystały dwusilnikowe bombowce, które odrywały się od ziemi po pokonaniu dystansu niewiele większego od samego wymalowanego pasa. Komandor uznał, że po odpowiednim dostosowaniu, dwusilnikowy bombowiec USAAC powinien wystartować z pokładu lotniskowca. Swoją koncepcję przedstawił 10 stycznia 1942 roku zwierzchnikom, a oni przedstawili ją prezydentowi, który zaakceptował pomysł i nakazał jego realizację.

Bombowce B-25 Mitchell na pokładzie USS Hornet
Bombowce B-25 Mitchell na pokładzie USS Hornet

Szalony pomysł ataku

Zadanie opracowania szczegółowych planów ataku i przygotowania maszyn zlecono doświadczonemu podpułkownikowi Jimmiemu Doolittle’owi. Chociaż początkowo nie znał on celu ataku, wiedział, że ma wybrać dwusilnikowe bombowce nadające się do startu z lotniskowca USS Hornet, a następnie wyszkolić załogi tych maszyn. Po analizie dostępnych maszyn (rozważano bombowce Martin B-26 Marauder, Douglas B-18 Bolo, Douglas B-23 Dragon i North American B-25 Mitchell), wybór padł na dopiero co wprowadzone do eksploatacji bombowce Mitchell. Chociaż dysponowały one mniejszym zasięgiem (2170 km) wobec innych rozważanych maszyn (odpowiednio 4590 km, 3400 km i 2300 km), miały odpowiednie rozmiary, aby zmieścić kilkanaście samolotów na pokładzie lotniskowca, oraz dysponowały odpowiednimi osiągami silników aby wystartować z tak krótkiego pasa.

3 lutego 1942 roku potajemnie przeprowadzono dwa próbne starty bombowców tego typu z pokładu USS Hornet, które zakończył się sukcesem, potwierdzając tym samym wykonalność pomysłu. Według wyliczeń, możliwe było użycie 20 bombowców przenoszących po dostosowaniu i odciążeniu ładunku 4 bomb o masie 225 kg każdy. Samoloty miały wystartować z lotniskowca, zaatakować cele w Japonii, a następnie dolecieć do Chin i tam wylądować (rozważano lądowanie we Władywostoku, ale Rosjanie odmówili zgody na taką operację). Łącznie do pokonania był dystans około 3800 km.

Bombowce B-25 Mitchell na pokładzie USS Hornet
Bombowce B-25 Mitchell na pokładzie USS Hornet

Zebrano 24 bombowce B-25B Mitchell, które poddano gruntownej przeróbce. Usunięto z nich całe zbędne wyposażenie, które nie miało zastosowania podczas tego konkretnego lotu, w tym opancerzenie, system do odladzania w locie, radiostację oraz celownik Norden (chociaż w tym przypadku chodziło również o uniknięcie możliwości przejęcia bardzo nowoczesnych celowników przez Japończyków). Oprócz tego zainstalowano dodatkowe zbiorniki paliwa, dzięki którym zwiększono zapas paliwa z 2445 do 4319 litrów.

Kolejnym zadaniem było wybranie 24 pięcioosobowych załóg, które poddano szkoleniu pod dowództwem kapitana Henriego Millera (który co istotne, nie wykonywał wcześniej takich startów). Samoloty zmodyfikowano i przekazano załogom 1 marca 1942 roku. Następnie do 25 marca załogi ćwiczyły skrócone starty w bazie Eglin Field na Florydzie, cały czas nie wiedząc jaki będzie cel ich misji. 25 marca 22 bombowce przeleciały w ciągu dwóch dni do bazy McCleallan Field w Kalifornii, gdzie poddano je ostatnim modyfikacjom. Sam przelot również był elementem szkolenia, ponieważ piloci mieli lecieć na niskiej wysokości, aby obniżyć zużycie paliwa oraz docelowo podczas ataku uniknąć wykrycia.

Bombowce B-25 Mitchell na pokładzie USS Hornet
Bombowce B-25 Mitchell na pokładzie USS Hornet

1 kwietnia 1942 roku 16 samolotów z załogami, plus kilka załóg rezerwowych oraz obsługa bombowców (łącznie 71 oficerów i 130 szeregowych) załadowano na pokład lotniskowca USS Hornet. Wybór mniejszej liczby maszyn podyktowany był wykrytymi podczas przelotu problemami w pozostałych samolotach. Doolittle uznał, że lepiej zabrać maszyny, które nie sprawiały żadnych problemów, ponieważ lot zaplanowano tak dokładnie, że każda usterka uniemożliwiała jego prawidłowe wykonanie.

2 kwietnia 1942 roku USS Hornet wypłynął w morze wraz z swoim zespołem dowodzonym przez wiceadmirała Williama F. Halseya, w skład którego wchodził dodatkowo lotniskowiec USS Enterprise, którego zadaniem było osłanianie całej grupy, ponieważ USS Hornet nie mógł wykorzystywać swojego pokładu startowego przez przewożone na nim bombowce. Dodatkowo w skład zespołu wchodziły krążowniki USS Salt Lake City, USS Northampton, USS Vincennes, lekki krążownik USS Nashville oraz niszczyciele USS Balch, USS Fanning, USS Benham, USS Ellet, USS Gwin, USS Meredith, USS Grayson i USS  Monssen, oraz dwa tankowce USS Cimarron oraz USS Sebine. Dopiero po wyjściu w morze załogi dowiedziały się jaki jest cel ich misji. 17 kwietnia spowalniające zespół tankowce po raz ostatni zatankowały okręty i odłączyły się wraz z niszczycielami od zespołu.

Jimmy Doolittle na pokładzie USS Hornet wraz z członkami załóg
Jimmy Doolittle na pokładzie USS Hornet wraz z członkami załóg

Atak na Tokio

Według planów, bombowce miały wystartować gdy zespół znajdzie się w odległości 800 km od Wysp Japońskich. Niestety 18 kwietnia o 7:38 lotniskowce i krążowniki zostały zauważone przez japoński patrolowiec, który nadał meldunek przez radio. Chociaż ostatecznie został on zatopiony przez krążownik USS Nashville, Doolittle uznał, że istnieje zbyt duże ryzyko, że zespół zostanie wykryty i zaatakowany zanim bombowce wystartują. W tej sytuacji podjął decyzję o przyśpieszeniu startu o 10 godzin, gdy zespół znajdował się w odległości ponad 1000 km od Japonii. Większy dystans wymagał dodatkowego odciążenia samolotów w celu zabrania na pokład kanistrów z paliwem. Usunięto część karabinów maszynowych, które zastąpiono… pomalowanymi na czarno kijami od szczotek. Zmianie uległa również godzina ataku, ponieważ pierwotnie bombowce miały uderzyć w nocy.

O godzinie 8:20 pierwszy B-25 dowodzony przez samego Doolitle’a wystartował z lotniskowca USS Hornet, mając przed sobą jedynie 142 m pokładu startowego. Do godziny 9:19 wszystkie samoloty bez problemów wystartowały, chociaż ich załogi wcześniej wykonywały takie starty tylko z lądu. Lecąc nisko nad wodą w grupach po 2 do 4 samolotów, bombowce dotarły do Japonii około południa, rozdzielając się i kierując się na wyznaczone cele. Każda maszyna przenosiła po 4 bomby – trzy odłamkowo-burzące i jedną zapalającą, które miały być zrzucane pojedynczo przy użyciu prostego celownika.

Bombowiec B-25 Mitchell startujący z USS Hornet
Bombowiec B-25 Mitchell startujący z USS Hornet

Atak przeprowadzono z pułapu 460 m. Zaatakowano 10 celów w Tokio, 2 w Jokohamie i po jednym w Yokosuce, Nagoi, Kobe i Osace. Atak był takim zaskoczeniem dla japońskiej obrony przeciwlotniczej, że tylko kilka baterii ostrzelało atakujące maszyny.  W samym Tokio, o czym Amerykanie nie wiedzieli, tego dnia odbywały się ćwiczenia przeciwlotnicze, w związku z czym obsługa dział przeciwlotniczych uznała przelatujące samoloty za… własne maszyny biorące udział w ćwiczeniach i nie ostrzelała ich.

Wszystkie 16 bombowców po zrzuceniu bomb skierowało się poza Japonię, ale jedna z maszyn z powodu problemów z zużyciem paliwa przez źle wyregulowany gaźnik w silniku musiała udać się do znajdującej się bliżej radzieckiej bazy we Władywostoku. Pozostałe bombowce dosłownie na oparach paliwa dotarły do Chin, a ich załogi lądowały awaryjnie w polach lub skakały na spadochronach, gdy w samolotach skończyło się paliwo. Żadna z maszyn nie była w stanie dolecieć do wyznaczonego lotniska, ponieważ nie uruchomiono nadajników ani lamp sygnalizacyjnych, które miały je kierować do celu. Powodem było zarówno przyśpieszenie ataku jak i obawa Chińczyków przed japońskimi bombardowaniami. Według wstępnych szacunków, 13 załóg dotarło do Chin, dwie załogi uznano za zaginione, a jedna wylądowała we Władywostoku, gdzie została oficjalnie internowana.

Bombowiec B-25 Mitchell startujący z USS Hornet
Bombowiec B-25 Mitchell startujący z USS Hornet

Skutki

Ostatecznie 64 członków załóg przeżyło, w tym Doolittle, jeden żołnierz zginął podczas próby skoku ze spadochronem, dwóch kolejnych utonęło, 8 zostało wziętych do niewoli przez Japończyków, a 5 przy wsparciu NKWD przedostało się z Władywostoku do Iranu, a następnie do USA (aby zmylić japoński wywiad, oraz nie generować napięć między Rosją a Japonią, oficjalnie podano, że załoga przekupiła strażników aby uciec z internowania). Z 8 wziętych do niewoli żołnierzy, 3 rozstrzelano już na terytorium Japonii, a jeden zmarł w niewoli z powodu złego stanu zdrowia. Pozostali 4 zostali uwolnieni przez amerykańskich żołnierzy w sierpniu 1945 roku.

Nalot spowodował śmierć 87 osób, 151 zostało poważnie rannych, a 311 lekko rannych. Uszkodzono kilka fabryk, obiektów przemysłowych i szpitali wojskowych. Ponadto uszkodzono znajdujący się w doku lekki lotniskowiec Ryūhō, co doprowadziło do opóźnienia w jego wejściu do służby. Skala zniszczeń była mała i nie wpływała na japońskie możliwości prowadzenia wojny, ale pod względem psychologicznym miała olbrzymie skutki zarówno dla japońskiego jak i amerykańskiego społeczeństwa.

Bombowiec B-25 Mitchell startujący z USS Hornet
Bombowiec B-25 Mitchell startujący z USS Hornet

Japończycy podobnie jak Amerykanie w grudniu 1941 roku, utracili poczucie bezpieczeństwa i poczuli, że możliwe jest zaatakowanie Wysp Japońskich. Dla japońskiej armii niespodziewany atak również był szokiem i obnażył słabość zarówno wywiadu jak i sił obronnych. Amerykanie natomiast uzyskali potrzebne zwycięstwo, które tchnęło ducha walki w społeczeństwo. Obie strony wykorzystały atak do celów propagandowych prezentując go jako wielki sukces jak i zbrodnię przeciwko cywilom. Gdy Japończycy dowiedzieli się, że atak został przeprowadzony z pokładu lotniskowców, przyśpieszyli przygotowania do Bitwy o Midway w celu szybkiego wyeliminowania amerykańskich lotniskowców. Z racji tego, że bitwa ta częściowo odwróciła losy walk na Pacyfiku na niekorzyść Japonii, można powiedzieć, że Rajd Doolittle’a miał pośrednio istotny wpływ na przebieg wojny. Warto dodać, że kolejne bombardowania Japonii przeprowadzono dopiero w połowie 1943 roku, ale dopiero w 1944 roku Amerykanie odzyskali bazy na Pacyfiku, które mogły przyjmować bombowce strategiczne Boeing B-29 Superfortress, zdolne do regularnego atakowania Wysp Japońskich.

O ile sam rajd nie miał poza efektem psychologicznym dużego wpływu na japońskie czy też amerykańskie społeczeństwo, inaczej wyglądała kwestia Chin. W odwecie za pomoc w ucieczce załóg biorących udział w misji, Japończycy dokonali licznych masakr ludności cywilnej. Bezpośrednio w trakcie poszukiwań Amerykanów zamordowano około 10 000 osób. Kolejne 250 000 cywilów i żołnierzy zginęło w trakcie rozpoczętej w maju 1942 roku Operacji Sei-go, w trakcie której japońscy żołnierze atakowali chińskie oddziały przy użyciu broni biologicznej i dokonywali licznych egzekucji w prowincjach Zhejiang i Jiangxi.

Bombowiec B-25 Mitchell startujący z USS Hornet
Bombowiec B-25 Mitchell startujący z USS Hornet

Podsumowanie

Rajd Doolittle’a chociaż nie miał bezpośredniego znaczenia militarnego, pośrednio miał olbrzymi wpływ na przebieg walk na Pacyfiku. Jego znaczenie propagandowe było znaczące zarówno dla Amerykanów, którzy ponownie uwierzyli w swoje możliwości, jak i Japończyków, których morale uległo zachwianiu. Co ciekawe, Jimmy Doolittle uważał, że operacja była porażką, ponieważ utracił wszystkie maszyny, a skutki nalotu były łatwe do naprawienia. Spodziewał się nawet postawienia przed sądem wojennym i degradacji za swoją porażkę, do czego oczywiście nie doszło. Jego przełożeni byli tak bardzo zadowoleni z przebiegu ataku, że otrzymał on awans do stopnia generał, z pominięciem stopnia pułkownika.

W 1992 roku z okazji 50-lecia rajdu, Amerykański Departament Obrony zorganizował pokaz, w trakcie którego dwa bombowce North American B-25J Mitchell wystartowały z pokładu lotniskowca USS Ranger. Ponadto osiem bombowców wykonało wspólny przelot wzdłuż wybrzeża. Na brzegu obserwował je Jimmy Doolittle. Rok później, 27 września 1993 roku Jimmy Doolittle zmarł w wieku 96 lat. Ostatni uczestnik rajdu, Richard E. Cole zmarł 9 kwietnia 2019 roku w wieku 103 lat. Co ciekawe, był jedynym uczestnikiem misji, który dożył więcej niż 96 lat. Pozostali zmarli w młodszym wieku. Był też ostatnim uczestnikiem rajdu, który żył, gdy odnaleziono wrak zatopionego podczas wojny lotniskowca USS Hornet.

Powtórka Rajdu na Doolittlea (1992)

Rajd Doolittle’a bardzo szybko trafił również do książek i filmów. Już w 1944 roku pojawił się film Thirty Seconds Over Tokyo, na podstawie książki napisanej przez jednego z uczestników rajdu. Historię ataku włączono również do filmu Pearl Harbor z 2001 roku, jednak wiele przedstawionych w filmie historii została całkowicie zmyślona – zwłaszcza udział w misji weteranów z Pearl Harbor.

Yokosuka sfotografowana z pokładu B-25 Mitchell podczas rajdu
Yokosuka sfotografowana z pokładu B-25 Mitchell podczas rajdu
Wspieraj SmartAge.pl na Patronite
Udostępnij.