Na północny-wschód od miasta Alba Iulia w Rumunii znajduje się niesamowite jezioro, będące smutną pamiątką po działającym w tym rejonie przemyśle wydobywczym. Jezioro Geamana utworzono w miejscu wioski o tej nazwie, którą zalano w 1978 roku toksycznymi odpadami z okolicznych kopalni.
Wioska Geamana zamieszkana była przez około 400 rodzin. Niewielka osada ukryta w dolinie była jedną z wielu spokojnych i malowniczych wiosek, jakie można spotkać w Rumunii. W latach 70. w pobliżu wioski odkryto duże złoża miedzi, co na zawsze zmieniło całą okolicę. Władze podjęły decyzję o zbudowaniu olbrzymiej kopalni odkrywkowej Roșia Poieni, ale pojawił się wówczas problem.
Podczas wydobycia miedzi, w kopalni zużywano olbrzymie ilości różnych toksycznych substancji. które trzeba było gdzieś składować. W rządzonej przez Nicolae Ceaușescu socjalistycznej Rumunii nikt nie przejmował się ekologią, w związku z czym podjęto decyzję o utworzeniu w pobliżu kopalni sztucznego zbiornika, do którego całe zanieczyszczenia miały trafiać.
Wybór padł na dolinę, w której znajdowała się wioska Geamana, ponieważ sama miejscowość była mała, a teren idealnie nadawał się do zalania. W związku z tym mieszkańców wysiedlono i przeniesiono do okolicznych miejscowości, a w 1978 roku zaczęto zalewać dolinę. Nie usunięto nawet domów ani górującego nad miastem kościoła.
Rok po roku dolinę zalewano różnego rodzaju toksycznymi odpadami, które utworzyły niesamowite jezioro pełne różnokolorowej brei. Najczęściej ma ono kolor szary, przechodzący w pomarańczowy, a przy odpowiednich warunkach pogodowych – albo przy wysokich temperaturach, albo przy dużych mrozach, powierzchnia zastyga i można nawet po niej chodzić. Nie jest to najbezpieczniejsza rozrywka, ponieważ zawartość jeziora (która nie jest wodą) jest toksyczna i bardzo szkodliwa dla otoczenia.
Obecnie skala działalności kopalni nie jest tak duża jak kiedyś, ale jezioro cały czas istnieje i jeszcze trafiają do niego różne odpady. Po wiosce Geamana zostały jedynie widoczne czasami dachy domów oraz wieża kościoła, które jakimś cudem przetrwały zalane przez chemikalia.
Co ciekawe w pozostałościach wioski żyje jeszcze kilkanaście osób, które z czasem przenosiły się na coraz wyżej położone tereny, uciekając przed powiększającym się jeziorem – obecnie wiadomo o 11 rodzinach. Mimo trudnych warunków, nie chcieli oni opuścić tego miejsca. Nad brzegiem jeziora leży natomiast kilka niewielkich wiosek, zwłaszcza w jego północnej części, gdzie toksyczna maź utworzyła już skorupę na powierzchni.
Wokół całego jeziora biegną drogi, których pokonanie często wymaga skorzystania z samochodów terenowych. Same odwiedziny jeziora, chociaż możliwe, nie są przyjemne, ponieważ w powietrzu czuć podobno gryzący zapach chemikaliów, a o wejściu do toksycznej brei nie ma najmniejszej mowy (zresztą kto chciałby mieć styczność z takimi chemikaliami?).
Swój kolor jezioro zawdzięcza reakcjom, jakie zachodzą między wlewanymi do niego substancjami. Co gorsze, wody jeziora, które ma całkiem sporą powierzchnię (około 130 hektarów) przenikają do wód gruntowych i zatruwają okoliczne źródła wody co jeszcze bardziej pogarsza sytuację. Jest jednak mało prawdopodobne, że w najbliższym czasie ktoś podejmie temat oczyszczenia tego terenu.
Discover more from SmartAge.pl
Subscribe to get the latest posts sent to your email.