Z roku na rok pokazy lotnicze Antidotum Airshow Leszno są coraz większą imprezą, która przyciąga tłumy widzów. Oznacza to, że jest to obowiązkowa impreza w corocznym kalendarzu fanów lotnictwa. W związku z tym, tradycyjnie, również w tym roku byliśmy w Lesznie aby przygotować sporą fotorelację.

O Antidotum Airshow Leszno można powiedzieć, że są to już pełnoprawne pokazy lotnicze, które w niczym nie przypominają dawnych pikników szybowcowych organizowanych w Lesznie. Z roku na rok impreza obejmuje swoim zasięgiem coraz większą część lotniska (albo nawet miasta) i przyciąga tłumy widzów. Według oficjalnych statystyk, w tym roku pokazy oglądało 75 000 osób. Jest to znakomity wynik, który jest dowodem na to, że Leszno na stałe wpisało się w lotniczy kalendarz dla wielu miłośników lotnictwa nie tylko z Polski, ale również z innych krajów.

Royal Aircraft Factory S.E.5 (fot. Michał Banach)
Royal Aircraft Factory S.E.5 (fot. Michał Banach)

Oczywiście tak wielu widzów nie pojawiłoby się w Lesznie, gdyby nie było co oglądać na niebie. Organizatorzy mając już tak dobrze wyrobioną markę, jak co roku ściągnęli wiele bardzo ciekawych zespołów akrobacyjnych jak i maszyn. Co istotne, w tym roku oprócz wielu zapowiedzianych nowości, nie zabrakło nietypowych niespodzianek. Tradycyjnie też, blok pokazowy podzielono na część dzienną i nocną, a sama impreza odbyła się w piątek i sobotę.

W telegraficznym skrócie można powiedzieć, że tegoroczna edycja Antidotum Airshow Leszno była tradycyjna. To co miało się udać, udało się, a to co każdego roku jest pewnym problemem, również i w tym było. Dlatego zacznijmy od kwestii organizacyjnych, które budzą najwięcej emocji i dyskusji.

NHI NH90 (fot. Michał Banach)
NHI NH90 (fot. Michał Banach)

W tym roku organizatorzy podeszli organizacji całej imprezy nieco inaczej niż dotychczas. Mając w pamięci problemy z poprzednich edycji, zwłaszcza te dotyczące gastronomii oraz parkingów, dojazdu na lotnisko i wyjazdów, organizatorzy postanowili w obu przypadkach nieco zamieszać.

Co roku jednym z punktów całej imprezy, który był oceniany dosyć negatywnie, były kolejki do stoisk gastronomicznych. Niby z roku na rok punktów z jedzeniem było coraz więcej, tak problem kolejek nie znikał. W związku z tym, w tym roku organizatorzy zorganizowali przetarg na obsługę gastronomii. Dzięki temu, kilka firm odpowiadało za zapewnienie odpowiedniej liczby stoisk gastronomicznych. Sprawiło to, że wyeliminowano problem kolejek, które były znacznie mniejsze niż w ubiegłych latach, ale kosztem różnorodności oferty.

PZL TS-11 Iskra (fot. Marta Liberska)
PZL TS-11 Iskra (fot. Marta Liberska)

Kilka, albo nawet kilkanaście stoisk z grillem, frytkami, lodami albo goframi rozładowało kolejki. Niestety oprócz nich do wyboru było jeszcze tylko kilka mniejszych namiotów z innym jedzeniem, przez co brakowało różnorodności w jedzeniu. Ciężko więc jednoznacznie ocenić efekt tej zmiany, ponieważ miała ona swoje plusy i minusy.

Kolejną zmianą była kwestia dojazdu na lotnisko oraz parkingów. W tym roku zorganizowano dwa parkingi oficjalne – P1 blisko lotniska, P2 dalej, ale w obu przypadkach bez dedykowanego transportu autobusowego – trzeba było dojść pieszo. Był tylko autobus jeżdżący na dworzec PKP. Aby ułatwić poruszanie się wokół lotniska, zamknięto również ulicę Szybowników, która co roku bardzo się korkowała.

Flying Dragons Team (fot. Marta Liberska)
Flying Dragons Team (fot. Marta Liberska)

Zmiany te… niewiele pomogły, a w niektórych przypadkach nawet utrudniły dojazdy. Sytuację ratowały prywatne parkingi, które zorganizowali mieszkańcy, a które przyjęły część ruchu i były często lepiej położone od tych oficjalnych. Co ciekawe, część z nich „powstała” w sobotę – najwyraźniej mieszkańcy Leszna zainspirowali się sukcesem kilku takich parkingów z piątku. Niestety parking P2 (dalej od lotniska) był na tyle daleko, że przejście z niego było sporą wycieczką, zwłaszcza gdy miało się ze sobą jakieś dodatkowe plecaki, torby, parasole itp.

Również wyjazdy z parkingów nie należały do łatwych. O ile w piątek nie było aż tak dużych problemów, tak w sobotę nawet parkingi prywatne się zakorkowały. Temat parkingów i wyjazdu (bo z przyjazdem raczej nie ma problemów, chyba, że ktoś dojeżdża na ostatnią chwilę) to wracający co roku problem. Mimo podejmowanych prób złagodzenia problemów, widać, że specyfika samego lotniska i okolicznych dróg uniemożliwia sprawne zorganizowanie ruchu wokół lotniska.

NHI NH90 (fot. Marta Liberska)
NHI NH90 (fot. Marta Liberska)

Na szczęście w tym roku lista problemów kończy się szybko i cała reszta relacji to pozytywy. Na szczególny plus zasługuje lista uczestników. Organizatorzy po raz kolejny zadbali o to, aby w powietrzu pojawili się zarówno stali bywalcy jak i wielu nowych. Sporą reprezentację miały niemiecki siły powietrzne, w tym roku prezentujące śmigłowce Tiger i NH90, oraz samoloty Eurofighter Typhoon i Panavia Tornado. Zdecydowanie mniejszą reprezentację miały nasze siły powietrzne, ponieważ był tylko Tiger Demo Team i C-130 Hercules.

Resztę uczestników stanowiła mieszanka warbirdów (głównie z kolekcji Red Bulla), samolotów i zespołów akrobacyjnych – w tym Hawks of Romania z Rumunii czy też Presidential Team ANBO z Litwy. Było również wielu solistów zarówno w szybowcach jak i samolotach akrobacyjnych i co ciekawe, również śmigłowcach. Po raz pierwszy zaprezentowali się w Polsce Mi-2 Heliforce z Węgier oraz UH-1 Heli Solution (nowy, polski zespół).

Bell UH-1 Iroquois (fot. Michał Banach)
Bell UH-1 Iroquois (fot. Michał Banach)

Z przyczyn niezależnych wypadł jednak Supermarine Spitfire i Mustang Red Bulla (w ich miejsce przyleciał Mustang z Flying Legends. Największym nieobecnym był jednak zespół Aerosparx, których motoszybowce utknęły w kontenerach w porcie po rozładunku i nie mogły dolecieć. W związku z tym organizatorzy musieli w krótkim czasie całkowicie od nowa zaplanować nocny finał pokazów.

Miejsce Aerosparxów i ich charakterystycznego pokazu zajął zespół Scandinavian Airshow, balony, fajerwerki, BushCat Demo Tea, Iskra, Mi-2, Bo 105 i wszechobecny chaos. Wyraźnie widać, że organizatorzy chcieli podejść do finału z rozmachem i rzucili wszystko co mogli. Bez wątpienia działo się na niebie. Działo się tyle, że ciężko było się skupić, a co dopiero fotografować. W piątek pogoda uniemożliwiła zorganizowanie pokazu fajerwerków wystrzeliwanych z platform podwieszonych pod balonami, ale w sobotę wszystko zagrało według planu.

Airbus A321-271NX (HA-LGQ) (fot. Michał Banach)
Airbus A321-271NX (HA-LGQ) (fot. Michał Banach)

Największą niespodzianką był jednak sobotni przelot Airbusa A321 WizzAira. Przelot, a dokładnie kilka przelotów nad lotniskiem w Lesznie było efektem wieloletnich prób, starań i walk o zgodę na tak nietypowy lot. I chociaż nie był on dynamiczny, był tak nietypowy, że robił wrażenie.

Całe pokazy zarówno dzienne jak i nocne był bardzo intensywne, a organizatorzy zadbali o to, aby cały czas coś się działo. Nie było przerw w lotach, a lista pokazów była tak zaplanowana, aby nie było „bloków nudy”. Było to jednak źródłem drobnego problemu – aby zjeść coś, trzeba było z jakiegoś pokazu zrezygnować. Ciężko było się zdecydować co odpuścić, aby zjeść.

Presidential Team ANBO (fot. Marta Liberska)
Presidential Team ANBO (fot. Marta Liberska)

Reszta imprezy trzymała równy, wysoki poziom jak w minionych latach. Trzy strefy spotterskie z rampami, liczne sklepiki z gadżetami lotniczymi, pamiątkami i odzieżą, oraz dostępna dla publiczności część wystawy statycznej. Nie brakowało więc atrakcji zarówno w powietrzu jak i na ziemi.

Antidotum Airshow Leszno 2025 wypadło tak samo dobrze jak w minionych latach. Drobne błędy albo niedoróbki były na tyle małe, że nie odbierały przyjemności z pokazów. Wszystko wyszło tak dobrze, że momentami… było aż nudno. Nie jest to zła nuda dla widzów, ale po tylu edycjach, ten sprawdzony schemat pokazów zaczyna się robić powtarzalny – mimo dodatkowych atrakcji zapewnianych przez organizatorów. Podobne zespoły, podobne pokazy, te same kadry. Powoli czegoś zaczyna brakować w Lesznie, przez co impreza ta nie budzi już tak wielkich emocji jak kiedyś. Dale jest to bardzo dobra impreza, którą warto odwiedzić, ale chciałoby się więcej nowości. Może większa reprezentacja warbirdów (ale nie w barwach Red Bulla) sprawiłaby, że poczułoby się powiew świeżości większy niż kilku nowych uczestników, których nie brakuje co roku. Bardzo jestem ciekaw jakie wnioski organizatorzy wyciągną po tej edycji i jak będą wyglądały pokazy w przyszłym roku.

A na koniec galeria najlepszych zdjęć z Antidotum Airshow Leszno 2025.


Discover more from SmartAge.pl

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Wspieraj SmartAge.pl na Patronite
Udostępnij.
SmartAge.pl
Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.