Mianem „flashback” określa się powracające wspomnienia, najczęściej w nietypowej chwili, gdy się tego nie spodziewamy. Cóż, gdyby Jagged Alliance był osobą, nie jestem pewien, czy chciałby pamiętać tą część gry…
Krótko o serii, bo parę prostych faktów będzie pomocne w zrozumieniu jej burzliwej historii. Przed tą odsłoną, Jagged Alliance doczekał się już siedmiu innych, łącznie z dodatkami licząc, ta jest więc już ósma. Co znamienne, największe uznanie i markę wyrobiły części od pierwszej do czwartej (Jagged Alliance 2.5), tworzone przez jedno i to samo studio – Sir Tech (pracowali także nad niektórymi Wizardry). Amerykański oddział zamknięto już w 1998r., więc nawet przed premierą JA2, za to kanadyjski działał do 2003r. Później serią „zaopiekowało” się I-Deal Game Studios, a o jakości wydanego JA2: Wildfire niech świadczy fakt, że to ich jedyna gra. Przez kolejnych 8 lat seria czekała na godnego następcę i fani złapali zadyszki, gdy w 2012r. spod skrzydeł studia Coreplay wyszła część Back in Action, a parę miesięcy później – Crossfire. Niestety, choć były nienajgorsze, nie zebrały wysokich not. Próbowano nawet przeglądarkowej wersji JA Online (od Cliffhanger Productions), ale… Ktoś o niej słyszał? Teraz popełniono Flashback, wyprodukowany przez Full Control. Podsumujmy: 20 lat, 5 studiów i 8 części. Mało która seria przeżyła takie zawieruchy.
Najważniejsze pytanie, „dlaczego”, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Flashback nie jest grą najgorszą, ale zwyczajnie ma braki i niedopracowanie, które od razu wyklucza ją z elitarnego kręgu „must-play”. Jak to stwierdził kiedyś Stefan „Siara” Siarzewski: „Kilka niedociągnięć? A gdzie tu są dociągnięcia?!” Dokładnie to samo pomyślałem, gdy po raz kolejny patrzyłem na głowę bohatera (bez twarzy). Zainteresowani mogą przeczytać ten krótki wywiad sprzed półtorej roku – CEO Full Control odpowiada na pytania o to, jak sprawi, że fani serii, rozczarowani Back in Action i Crossfire, będą zachwyceni Flashbackiem.
Turowa rozgrywka jest całkiem przyjemna, a raczej byłaby, gdyby wszystko działało poprawnie. Podobnie, jak Wasteland 2 w chwilę po premierze, procentowo wyrażona szansa na trafienie ma chyba mało wspólnego z rzeczywistością. Powtórzę to, co napisałem jakiś czas temu w recenzji Pustkowi – niby rachunek prawdopodobieństwa pozwala na wynik negatywny nawet i miliard razy pod rząd przy rzucie 99%, ale jaka jest na to szansa? No właśnie. W tym przypadku było trochę mniej kontrowersji, ale i tak siedmiokrotne spudłowanie przy strzale z pistoletu, kucając dwie kratki od przeciwnika, to spora przesada. Tym bardziej, że szansa wynosiła 83%.
Skoro jesteśmy już przy strzelaniu, bardzo negatywne uczucia wzbudził we mnie system osłon. Rzeczywiście, kłoda drewna daję „połówkę” osłony, a kontener śmieci już całą, ale nieraz zdarzało się, że leżąc plackiem na ziemi przeciwnik potrafił przestrzelić solidny głaz i trafić we mnie przez kolejny, który był wyższy, niż bohater stojąc, a ja kucałem. MA-SA-KRA. Masakrą jest też headshot. O ile trafienie w hełm w jakikolwiek sposób może pozwolić na przeżycie takiego strzału (choć to bardzo mało prawdopodobne), to koleś z beretem na łbie, który dostał kulkę między oczy z odległości jednego metra, powinien raczej paść na miejscu, prawda? Otóż nie, Flashback skutecznie wyleczy każdego z tych głupich stereotypów.
O wiele bardziej przyjemnie byłoby też, gdyby kamerą można było swobodnie operować. Możemy jednak tylko zmieniać kąt izometrycznego rzutu na jeden z czterech z góry zaprogramowanych (do tego z ukosa, nie równolegle do krawędzi mapy). To mocno dezorientuje i ogromnie przeszkadza, a przecież każdy taktyk dałby wiele za możliwość przebadania terenu przed atakiem. Praca kamery jest zwyczajnie niewygodna i nienaturalna, wielokrotnie łapałem się na tym, że obracałem ją kilkanaście razy i dalej nie mogłem znaleźć odpowiedniego ustawienia.
Przyklasnąć należy temu, kto programował sztuczną inteligencję. A raczej przyklasnąć, gdy już więcej tego nie zrobi. Nie jest całkiem zła, ale przeciwnicy są kompletnymi kretynami – biegają bez sensu, ustawiają się w miejscu, w którym mam ich na widelcu i stoją nawet nie strzelając, doklejają się twarzą do płotu i tak już zostają… Dużo by pisać, ale nic dobrego. Jedyną ciekawą rzeczą było „spanikowanie” – gdy jeden z żołdaków podbiegł, zobaczył czwórkę najemników (a był już sam, bo resztę wykończyłem) i stracił rundę, bo tak się wystraszył, że odwrócił się na pięcie i zwiał.
Kontynuując wyliczanie negatywnych cech, wspomnieć wystarczy, że system awansu i umiejętności jest ciekawy z założenia i przeciętny w praktyce. Ratuje go jedynie istnienie perków, które są jednak przypisane „z góry” i nie mamy na nie wpływu – wśród nich znajdzie się parę przydatnych rzeczy, jak na przykład „teamplayer” oznaczający, że nigdy nie trafimy przez przypadek towarzysza.
W walce można za to zaobserwować całkiem przyzwoity ragdoll – bardzo podobały mi się momenty, kiedy wróg nie ginął od kuli, ale z powodu ran i krwawienia. Patrzę sobie na niego, już się zabiera do przeładowania, już kombinuje jak mnie załatwić, a tu – pyk! I poskładany. Kolejnym plusem są nawiązania do pozostałych części serii – Flashback rozgrywa się sporo przed akcją pierwszego Jagged Alliance, więc spotkamy niektóre postacie. Kończąc chyba jedyny pozytywny akapit tej recenzji dodam, że przynajmniej broń jest dość dokładnie odwzorowana, nawet strzały są całkiem porządnie nagrane (ale już całokształt audio jest średnio udany, po prostu).
Pierwotne odsłony serii były znane z soczystych dialogów, czuło się tą więź z najemnikami, bo każdy miał swój charakter. Nawet, jeśli go rzadko pokazywał, to jednak gdzieś tam się chował, by od czasu do czasu wyskoczyć w jakimś dobrym momencie. Tutaj rozmowy strasznie nudzą, nawet mimo kilku całkiem udanych punów i easter eggów. Podobnie jest niestety z interakcją między naszymi Soldiers of Fortune – zwyczajnie jej brak. A szkoda, bo drobna wstawka od czasu do czasu pozwoliłaby choć trochę się z nimi zżyć, czy utożsamić. A w tej sytuacji? Kiedy któryś ginął, jedyną reakcją było „meh.” oraz „kim by go zastąpić”.
Nie można powiedzieć, że ani razu gra nie sprawiła mi przyjemności, wręcz przeciwnie – było parę naprawdę fajnych, ciekawie zaprojektowanych momentów. Mimo ograniczonych dialogów i znikomej ilości tekstu, szkoda, że grze brak też polonizacji.
Werdykt? Jeżeli nie jesteś zagorzałym fanem serii lub turowych strzelanin, omijaj grę szerokim łukiem, bo będziesz żałował wydanych pieniędzy. Możesz kupić z dużej przeceny, jako otrzymany prezent też nie zwracaj. Trochę przyjemności jednak przynosi, więc to raczej kwestia tego, ile chcesz wydać na grę, która może Ci się nie spodobać. Być może należy poczekać na zapowiedziany Jagged Alliance 3, choć znów kolejną część produkuje inne studio…
-
Oprawa graficzna
-
Oprawa audio
-
Grywalność
-
Cena/jakość
-
Pozostałe wrażenia
Discover more from SmartAge.pl
Subscribe to get the latest posts sent to your email.