Jakie jest najbezpieczniejsze miejsce w razie wojny atomowej? Podobnie jak Jeremy Clarkson uważam, że niegłupio byłoby się znaleźć wtedy na atomowym okręcie podwodnym. Ukryty w głębinach okręt jest trudny do namierzenia i zniszczenia, ma zapasy umożliwiające ukrywanie się całymi miesiącami a reaktor zapewnia energię potrzebną między innymi do odsalania wody na potrzeby załogi. No chyba, że mówimy o okrętach radzieckich. To trochę inna bajka. Niekoniecznie nawet w okresie wojny.
Mimo, że służbę na okręcie podwodnym, zwłaszcza atomowym można uważać za najbardziej elitarną we flocie, a w ZSRR służący na nich marynarze byli traktowani znacznie lepiej niż ich koledzy z okrętów nawodnych, to jednak ryzyko wypadku i nieprzyjemnej śmierci było o wiele wyższe, nie tylko w czasie rejsu, ale nawet w porcie.
Program szybkiej rozbudowy floty podwodnej zainicjowany w latach 70. pozwolił zniwelować amerykańską przewagę w uzbrojeniu atomowym, jednak pośpiech w projektowaniu i budowie okrętów spowodował, że część z nich była po prostu źle zaprojektowana i niebezpieczna.
W trakcie służby doszło do wielu wypadków i katastrof w których tracono okręty i załogi. Niektóre były przed długi czas ukrywane, a o przyczynach wielu z nich wciąż niewiele wiadomo, gdyż spoczywające głęboko na dnie wraki nie są chętne do ujawniania swoich tajemnic. Także obecnie, mimo zakończenia zimnej wojny i zmniejszenia intensywności rejsów rosyjskie okręty podwodne nie należą do bezpiecznych, o czym może świadczyć chociażby wypadek na pokładzie Nerpy w 2008 w którym zginęło przez uduszenie 20 osób.
Nie tylko na morzu dochodziło do katastrof. Wiele wypadków miało miejsce w portach, podczas obsługi okrętów i ich reaktorów. Najczęściej dochodziło do wycieków radioaktywnych, jednak w przypadku jednego okrętu o napędzie klasycznym typu Foxtrot (takiego samego jak używane w polskiej marynarce wojennej ORP Wilk i Dzik) w 1962 roku wskutek pożaru w przedziale torpedowym doszło do wybuchu znajdujących się w nim 11 torped. Eksplozja była tak silna, że z B-37 nie zostało prawie nic, a ciężkie uszkodzenia odniósł zacumowany w pobliżu inny okręt, S-350. Zginęły 122 osoby, w tym prawie cała załoga feralnego okrętu, oprócz dowódcy i jednego oficera którzy nie byli wtedy na okręcie.
Zatonięcie K-278 Komsomolec
Nasz niezbyt szczęśliwy ranking zaczynamy od pożaru na pokładzie okrętu K-278 Komsomolec. Był to uderzeniowy okręt podwodny z napędem atomowym, jedyny zbudowany okręt projektu 685. Jednostka jak na swoje czasy była nowoczesna, z dużą ilością nowego, często prototypowego wyposażenia, gdyż okręt miał być po części jednostka badawczą a doświadczenia z jego eksploatacji miały posłużyć do konstrukcji nowych okrętów.
Wykonany z tytanu kadłub sztywny miał umożliwić schodzenie na nieosiągalne dla innych okrętów głębokości przekraczające 1000 metrów. Mimo badawczego charakteru Komsomolec był w pełni wartościową jednostką bojową. Był uzbrojony w 6 wyrzutni z których mógł odpalać zarówno torpedy jak i rakieto-torpedy z głowicami atomowymi. Charakterystyczne dla radzieckich okrętów wysokie zautomatyzowanie obsługi umożliwiło zmniejszenie załogi do zaledwie 52 osób.
7 kwietnia 1989 roku, podczas powrotu z patrolu na Atlantyku, okręt znajdował się na Morzu Północnym około 100 mil morskich od Wyspy Niedźwiedziej. Na pokładzie znajdowała się druga, znacznie mniej doświadczona załoga, oraz 12 poruczników, świeżo po szkole wojskowej. Kiedy na głębokości 340 metrów doszło do pożaru, dowódca, kapitan Jewgienij Wanin dał rozkaz wynurzenia. Niestety, czy to z błędy załogi czy awarii sprężone powietrze zamiast do zbiorników balastowych dostało się do wnętrza okrętu podsycając pożar.
Temperatura przekroczyła 800 stopni, dodatkowo pożar rozprzestrzenił się po instalacji elektrycznej na kolejny przedział. Zadziałały automatyczne systemy zabezpieczające i wyłączyły reaktor, przez co okręt stracił zasilanie i napęd. Dzięki wyszasowaniu balastu udało się jednak wynurzyć go na powierzchnię. Dowódca nie wydał jednak rozkazu do opuszczenia okrętu, nie pozwolono pod groźbą zatopienia zbliżyć się także znajdującym się w pobliżu statkom.
Szalejący we wnętrzu pożar spowodował liczne przecieki i po 5 godzinach od wynurzenia okręt zatonął. Źle wyszkolona załoga nie potrafiła użyć wyposażenia ratunkowego, przez co ze znajdujących się na pokładzie 59 osób, uratowano w zależności od źródeł 24 do 30. Większość poległych, to jednak nie ofiary pożaru, a hipotermii wskutek przebywania w wodzie o temperaturze 3 °C.
Pechowy K-19
Z hasłem „radziecki okręt podwodny” większość osób ma 2 skojarzenia: „Czerwony Październik” i K-19. Wiedza o obu pochodzi z Hollywood, warto więc wyjaśnić, że o ile pierwszy to całkowita fikcja, to okręt K-19 faktycznie służył w marynarce wojennej ZSRR i część wydarzeń pokazanych w filmie rzeczywiście miała miejsce. Jednak historia K-19 wydaje się być jeszcze ciekawsze niż ta filmowa. Był to pierwszy okręt projektu 658 (oznaczenie NATO: Hotel), zarazem pierwszy radziecki okręt podwodny wyposażony w napęd atomowy i pociski balistyczne. Budowany w pośpiechu, miał wady konstrukcyjne i fatalne wykonanie, co wkrótce okrutnie się zemściło.
Marynarze to ludzie przesądni, kiedy więc podczas wodowania nie udało się rozbić o okręt butelki szampana, okręt dostał miano pechowego. Już podczas jego budowy zginęło 8 pracowników stoczni. Pierwsza awaria reaktora miała miejsce jeszcze zanim okręt opuścił port.
Pół roku później doszło do tej najbardziej znanej, kiedy to 4 lipca 1961 roku doszło do dużego wycieku czynnika chłodzącego reaktor. Aby uniknąć jego stopienia załoga zbudowała prowizoryczny układ zastępczy pracując w normalnie niedostępnym ze względu na promieniowanie pomieszczeniu reaktora. Okręt udało się uratować i odholować do portu, mimo że został mocno skażony radioaktywnie. 22 marynarzy zmarło wskutek choroby popromiennej, okręt jednak naprawiono i powrócił do służby, nosząc nieformalną nazwę „Hiroszima”.
Nie był to jednak koniec jego niefortunnych przygód. 15 listopada 1969 roku niedługo po wyjściu w rejs K-19 został wykryty przez amerykański okręt podwodny Gato. Śledzenie okrętów z głowicami atomowymi było i prawdopodobnie wciąż jest standardem w amerykańskiej flocie. Wykrycie ich po wyjściu z portu i dalsze śledzenie jest o wiele łatwiejsze niż próba namierzenia na Atlantyku. Załoga Gato popełniła jednak błąd w ocenie odległości i prędkości K-19 i doszło do zderzenia dwóch przebywających na głębokości 60 metrów okrętów.
Radziecki okręt ucierpiał bardziej, gdyż uderzył dziobem we wzmocniony przedział reaktora i prześlizgnął się nad nim. Gato nie odniósł szkód, natomiast K-19 stracił sonar oraz uszkodzeniu uległy wyrzutnie torped, jednak wrócił do portu o własnych siłach i został wyremontowany.
Kolejny poważny incydent miał miejsce nieco ponad 2 lata później, 24 lutego 1972 roku. Okręt znajdował się na zachodnim Atlantyku, około 1300 km od Nowej Fundlandii, kiedy na jego pokładzie wybuchł pożar. Zginęło 28 członków załogi, jednak okręt udało się wynurzyć i ewakuować większość załogi. Nie udało się jednak dotrzeć do 12 osób uwięzionych w rufowym przedziale torpedowym, które musiały spędzić w ciemnościach i chłodzie 24 dni, zanim udało się je wydostać.
K-19 udało się uratować i odholować do macierzystego portu po trwającej 40 dni akcji ratowniczej. Co ciekawe, remont po pożarze trwał wyjątkowo krótko, gdyż postanowiono przeprowadzić próbę sprawności przemysłu stoczniowego i już w listopadzie tego samego roku okręt wrócił do służby. Kolejne lata były już spokojniejsze, jednak doszło jeszcze do 2 pożarów (pierwszy zaraz po powrocie do służby w 1972 roku, drugi w 1978 roku) i zwarcia wskutek którego jeden marynarz zginął a drugi został ranny. Ostatecznie okręt wycofano w 1991 roku i zezłomowano w 2003 roku, pozostawiając jego kiosk jako pamiątkę.
Zatonięcie K-8
Ciekawa historia kryje się w tle zatonięcia okrętu podwodnego K-8. Był to okręt projektu 627 (oznaczenie NATO: November), pierwszego typu radzieckich okrętów z napędem atomowym. Na powracającym z ćwiczeń Okean-70 na Morzu Śródziemnym okręcie 8 kwietnia 1970 roku wybuchł silny pożar. Początkowo ogarnął dwa przedziały, jednak szybko ogień rozprzestrzenił się przez kanały wentylacyjne na kolejne.
Doszło do awaryjnego wyłączenia reaktora, a dowódca wydał rozkaz wynurzenia i opuszczenia okrętu po przybyciu jednostek ratowniczych. Kiedy okręt został wzięty na hol rozkaz z dowództwa nakazał załodze wrócić na pokład i ratować jednostkę. 52 marynarzy wróciło na okręt, który jednak po 4 dniach walki, 12 kwietnia zatonął wraz ze wszystkimi na pokładzie w Zatoce Biskajskiej, około 500 kilometrów od wybrzeża Hiszpanii.
Wraz z okrętem poszły na dno także 4 torpedy z głowicami atomowymi. Jednak okręt mógł mieć na pokładzie aż 24 takie torpedy, a według przecieków z wysokich szczebli radzieckiego dowództwa zadaniem K-8 było postawienie zagrody minowej z 20 torped atomowych wokół portu w Neapolu i zadanie to zostało wykonane.
Tajemnica K-129
W marcu 1968 roku Rosjanom zaginął okręt K-129 (typu Golf II). Był to okręt z rakietami balistycznymi projektu 629 (Golf). Szeroko zakrojone poszukiwania nie przyniosły efektu ale zwróciły jednak uwagę marynarki amerykańskiej, której udało się namierzyć okręt i ustalić datę jego zatonięcia na 8 marca.
Mimo wydobycia fragmentów jednostki nie udało się jednoznacznie ustalić przyczyny zatonięcia. Jest to jedna z najbardziej tajemniczych i bolesnych dla radzieckiej marynarki katastrof, gdyż zginęło w niej aż 98 marynarzy. Więcej o samym okręcie i jego wydobyciu możecie przeczytać w tym artykule.
Zatonięcie K-141 Kursk
Najwięcej ofiar i kontrowersji pociągnęło za sobą zatonięcie Kurska. Ten nowoczesny okręt uderzeniowy projektu 949 (Oscar) został zaprojektowany i zbudowany w celu niszczenia amerykańskich lotniskowców wraz z eskortą. Jego uzbrojenie stanowiły rakiety P-700 Granit i 6 wyrzutni torped. Wielkość okrętu i jego konstrukcja miały uniemożliwić zatopienie go przez pojedyncze trafienie torpedą kalibru 533mm.
Jednak podczas szeroko zakrojonych manewrów floty północnej na Morzu Barentsa 12 sierpnia 2000 roku doszło do eksplozji wewnątrz okrętu. Według oficjalnego raportu podczas ładowania torpedy doszło do jej uszkodzenia i wycieku napędzającego ją nadtlenku wodoru, który eksplodował i wywołał pożar w przedziale torpedowym.
Po dwóch minutach doszło do drugiej, znacznie silniejszej eksplozji pozostałych torped. Była ona tak silna, że odnotowały ją sejsmografy na Alasce, jednak nie zwrócono na nią uwagi na okrętach biorących udział w ćwiczeniach, gdyż uznano, że to ich zaplanowany element. Dopiero następnego dnia rozpoczęto akcję ratunkową, jednak prowadzono ją tak długo, że nie udało się uratować nikogo, mimo że część załogi przeżyła katastrofę, a okręt zatonął na stosunkowo niedużej głębokości.
Wiele kontrowersji narosło wokół przyczyn katastrofy. Mimo, że wersja oficjalna mówi o wybuchu torpedy szkolnej kalibru 650 mm o wybuch podejrzewano superkawitacyjną torpedę Szkwał. Pojawiły się także wersje mówiące o staranowaniu lub storpedowaniu przez amerykański okręt podwodny obserwujący manewry. Więcej informacji o okręcie możecie przeczytać w tym artykule.
Discover more from SmartAge.pl
Subscribe to get the latest posts sent to your email.