Niegdyś mazurskie jeziora wyglądały zupełnie inaczej. W dzisiejszych czasach widoczna jest bardzo silna komercjalizacja, co wpływa między innymi na walory estetyczne tych terenów. Pewną zmianę da się zauważyć również w zachowaniu osób. Jak to zatem było kiedyś i czy naprawdę tak wiele się zmieniło?

Jak to było kiedyś?

Dawne czasy to puste jeziora, na których z trudem można było wypatrzyć żagiel. Jeziora, które były czyste, ciche i dające możliwość odcięcia się od codziennej, wygodnej rzeczywistości.

Widząc żeglarza na innym jachcie doznawano nieopisanej radości ze spotkania i pozdrawiano się ochoczo. W razie kłopotów, bez jakiegokolwiek zastanowienia ruszano z pomocą, a wieczorne ogniska oraz biesiady zawsze powodowały integrację wszystkich członków załóg jachtów cumujących w pobliżu.

Wszystkim żeglarzom znany był zwyczaj pozostawiania po sobie ogniska „na start”. Oznaczało to nie tylko konieczność uprzątnięcia miejsca postoju, ale również przygotowania kilku połamanych konarów ułożonych w kupkę, do łatwego podpalenia. Jachty po czarterze (choć w tamtym okresie czarterowanie jachtu było naprawdę rzadką rozrywką) wracały w lepszym stanie niż wypływały, a ich czystość była nieskazitelna.

Chodzi o czasy sprzed 1995 roku, po którym to nastąpiła masowa produkcja i sprzedaż jachtów typu Tango 780 i Sasanka 660. Jachty te dosłownie „zalały” Mazury i stały się najbardziej popularnymi jednostkami do czarteru, co w pewien sposób ukształtowało obraz mazurskich jezior. Dostępność jachtów na wynajem spopularyzowała żeglarstwo na Mazurach do tego stopnia, że szlak wielkich jezior zaczął się wypełniać coraz to nowszymi jednostkami w bardzo szybkim tempie.

Żeglarstwo na Mazurach (fot. marigo.pl)
Żeglarstwo na Mazurach (fot. marigo.pl)

Jak jest teraz?

Cumując do brzegu na dziko, bez problemu można wyciągnąć worek na śmieci i zbierać butelki, puszki i puste opakowania po artykułach spożywczych. Od dwudziestu lat nie zdarzyło mi się, aby spotkać przygotowane ognisko – no chyba, że płatne, w porcie.

Nie można również natrafić na przygotowane wcześniej ognisko – tak, jak to bywało niegdyś. W obecnych czasach możemy je spotkać tylko płatne w porcie. Żeglarze pozdrawiają się raczej od niechcenia i to nie zawsze. Na jachtach urządza się dyskoteki, a cumowanie wieczorne oznacza raczej integrację we własnym gronie. Panuje powszechne przekonanie, że o jacht na czarter dba armator i w razie kłopotów zawsze można go wezwać. Sprzątanie po czarterze robi się „dla oka”, po wierzchu albo po prostu płaci się za tą usługę.

Czy jest na to jakiś ratunek?

Bardzo często żeglarze „starej daty” są zgodni co do następujących kwestii:

  • rozwoju żeglarstwa, a co za tym idzie ilości jachtów oraz ludzi na jeziorach nie zatrzymamy.
  • zakazy i straszenie karami za niewłaściwe zachowanie są raczej mało skuteczne.
  • jedyną szansę stanowi właściwa edukacja młodych pokoleń, pokazywanie im na prawdziwych przykładach (najlepiej zdjęciach albo filmach) skutków brawury i braku rozwagi na wodzie oraz skutków braku dbałości o środowisko naturalne.
  • zwiększenie ilości prelekcji wygłaszanych przez tak zwane autorytety na imprezach typu regaty czy targi.

Źródło: Marigo.pl


Discover more from SmartAge.pl

Subscribe to get the latest posts sent to your email.

Wspieraj SmartAge.pl na Patronite
Udostępnij.