Czyli luźno, ale całkiem poważnie o tym, jak podchodzimy do historii w jakie uwielbiamy się zagłębiać.

War. War never changes.
Czytam sporo i chyba wpasowuję się w ogólny trend gracza-widza-czytelnika, bo uwielbiam wszelką postapokalipsę, galaktyczne podboje i epidemie zombie. Oglądając Walking Dead sporo osób zapewne zastanawiało się „jakby to było” żyć w takim świecie. Podobnie zresztą jak czytając Tolkiena, grając w Call of Duty, czy inne dzieła mocno oddziałujące na wyobraźnię. W końcu kto nie chciałby zostać żołnierzem jednostki specjalnej, ratującym świat przed wojną totalną, czy też zasiąść za sterami czołgu walczącego pod Kurskiem? Część z nas na pewno kupiła już maczetę na wypadek „Wojny Z”.
Pogrążanie się w rozmyślaniach nigdy nie jest złe, ale musimy pamiętać o czymś jeszcze, co dobrze uświadomiły mi rozmowy z dziadkiem i jego opowieści. Przetrwał wojnę i wydarzenia tak straszne, że niewielu ludzi potrafiłoby normalnie dalej żyć z takimi wspomnieniami. Pewne słowa utknęły mi w pamięci szczególnie: „wojna nie pozwala nic zaplanować, sytuacja może zmienić się w sekundę, a Ty możesz tylko się dostosować i liczyć na trochę szczęścia„.
Zainspirowało mnie to do napisania tego artykułu. Ale przede wszystkim chciałbym postawić pytanie: jak bardzo utrwalone w naszej świadomości „prawdy” mogą nas mylić i jakie konsekwencje potrafią wywołać? Nie będę odpowiadał w stylu zrzędliwego zgreda, a raczej jako „osoba zainteresowana”. Jakie morały, tak naprawdę, wynosimy z lekcji, jakie dają nam bohaterowie srebrnego i szklanego ekranu, ci goszczący na naszych monitorach oraz inni, istniejący czasem wyłącznie jako obraz wyobraźni, ukształtowany za pomocą przelanych na papier słów?

Życie weryfikuje naszą wiedzę na najróżniejsze sposoby. Wbrew pozorom, przegrana w konkursie, w dyskusji, czyli raczej urażona duma, niż faktyczna porażka, jest jedną z najlżejszych lekcji, jaką możemy dostać. Zaczyna być nieciekawie, kiedy błędy mocniej przekładają się na życie. Możemy bez problemu znaleźć dawne filmy i podręczniki edukujące ludność w czasach wojny lub innych zagrożeń. Z wielu z nich śmiejemy się dzisiaj do rozpuku, tak niewiarygodne idiotyzmy prezentują. Czy i nasza wiedza będzie wyśmiewana za kilkadziesiąt lat? Prawdopodobnie tak, bo postęp technologiczny pozwolił na taką jej kumulację i boom naukowy, jakiego sobie nie wyobrażano. W takich realiach warto czasem zastanowić się nad tym, co wiemy, skąd to wiemy i jak wiarygodne jest źródło.
Dla ułatwienia załóżmy, że od teraz mówię o konkretnym serialu. Dlaczego właśnie on? Potęguje siłę przekazu, bo jeden odcinek potrafi być długi, jak cały film, pozwala nam też dokładnie analizować wydarzenia na ekranie, ponieważ nie absorbuje tak bardzo jak gra i nie przedstawia zazwyczaj historii z perspektywy pojedynczego człowieka.
Otóż nasz serial traktuje o „epidemii o globalnym zasięgu, przemieniającą ludzi w zombie”. Oryginalnie. Wielu z nas wyobraża sobie zapewne jak to nie kozaczyłoby z kataną, ścinając głowy kolejnych umarlaków, przemierzając świat na swoim harleyu. Problem z naszą wspaniałą wizją zaczyna się jednak wtedy, gdy zrozumiemy, że wcale nie musimy być w takiej sytuacji, jak bohaterzy naszych ulubionych filmów, gier, czy seriali. A raczej na 99% nie będziemy.

Zastanówmy się, ile razy podziwialiśmy dzielnego żołnierza, którego kula cudem tylko drasnęła? Albo tego gościa, który jako jedyny z milionowego miasta nie został zarażony śmiercionośnym wirusem? To, o czym nadzwyczaj często zapominamy, to fakt, że mało który żołnierz miał tyle szczęścia lub to, że oprócz głównego bohatera zginęło pozostałe 999’999 osób. Nie zastanawiamy się nad bardziej przyziemnymi rzeczami. Myślisz, że tak fajnie byłoby codziennie bać się śmierci? Że tak świetnie szukać codziennie pożywienia lub cierpieć taki głód, że zjadłoby się własne buty? Że ktokolwiek chciałby patrzeć na brutalną śmierć swoich bliskich, bo choć nie rozerwały ich na strzępy nieumarli, to potwory w ludzkiej skórze zgwałciły ich, po czym poderżnęły im gardła, pocięły ciała na kawałki i zjedli? Drastyczne, ale życie już nie raz ukazywało najgorszą stronę człowieka.
Z drugiej strony – o czym byłyby historie, gdyby wszyscy zmarli już na początku? Co by było, gdyby Harry Potter zginął od czaru Voldemorta, będąc jeszcze niemowlakiem? O kim byłby serial, gdyby Rick Grimes, wciąż leżąc w szpitalu, został pożarty przez zombie? Błądząc po rodzimym podwórku – a gdyby Geralt został zabity w jednej z wielu opowieści? Kto wtedy prałby psubratów po pyskach? A gdyby Don Vito zmarł w gwiazdkową noc od ran postrzałowych? Nie popełnijmy błędu i nie pomylmy zabiegu fabularnego z rzeczywistymi możliwościami.
Graliście w gry z serii Fallout? Ile razy wczytywaliście zapis? Ile razy ginęliście? Dopiero ostatnio gry zaczynają graficznie upodabniać się do prawdziwego świata, a obecność VR może w tym dodatkowo pomóc. W New Vegas była misja, w której należało ukatrupić wyjątkowo wredne typy – trzech członków gangu, trzy Bestie. Kanibale, mordercy i gwałciciele. Oczywiście w lekko kanciastej oprawie wizualnej to nie było aż tak straszne, ale gdyby ją odnowić, gdyby trzeba było ubrać Oculusa, założyć świetne słuchawki – co wtedy? A to tylko wspomagana zewnętrznie wyobraźnia. Nikt nie chciałby znaleźć się w takich warunkach, w takiej sytuacji.

Wiedźmin też wcale nie żyje w przyjaznym środowisku – wynaturzenia (i to te ludzkie) spotyka na każdym kroku. Wynaturzenia najgorszego sortu. Dlatego też ten świat, szary, brutalny i nieprzyjazny, podobny do tego, jaki prezentuje gra This War of Mine, która lada dzień będzie miała swoją premierę, przyciąga do siebie widzów/czytelników/graczy. Są to jedne z niewielu pozycji na rynku, które nie upiększają świata na siłę, nie mówią „oni zrobili coś złego, ale w gruncie rzeczy to fajne miejsce do mieszkania”. Nie. Oni za nic nie chcieliby tam żyć, gdyby mogli przenieść się do naszej rzeczywistości.
Rozejrzyj się po mieszkaniu. Zapisz na kartce: ile sprzętów używasz codziennie, co jesz (albo prościej – bez czego nie wyobrażasz sobie życia, jak na przykład pizza lub czekolada). Lubisz jakieś czasopisma, jakieś strony internetowe? Odprężasz się wieczorem biorąc kąpiel w wannie? Teraz pomyśl – żadnych urządzeń elektrycznych nie można już użyć, a o przysmakach zapomnij. Ubrania będą poniszczone, kosmetyków już raczej nie zobaczysz, a o bieżącej wodzie możesz co najwyżej pomarzyć. Nie byłoby prawie nic z tych rzeczy, do których jesteś przyzwyczajony. Dodaj do tego strach i samotność, które wywołują problemy psychiczne u największych twardzieli.
Skaleczenie? Boląca głowa? Rozcięta ręka? Skręcona kostka? Złamane biodro? Pęknięta czaszka? Znasz się na medycynie na tyle, żeby poradzić sobie z tym wszystkim samemu i to w dodatku bez jakichkolwiek porządnych leków, przyrządów i podstawowych zapasów? A to tylko urazy. Pomyśl o porodzie, o zakażeniach, o wirusach, bakteriach, zatruciach, niedożywieniu i odwodnieniu. O rzeczach, z jakimi nie poradzisz sobie sam nawet dzisiaj, gdy na dworze nie panuje Armagedon. Wystarczy wspomnieć, że po I Wojnie Światowej grypa Hiszpanka zabiła więcej ludzi, niż zginęło na frontach w te kilka poprzedzających ją lat, a zarażona nią była ponad 1/3 populacji świata. A oni mieli szpitale, leki, naukowców i lekarzy…

Strasznie bulwersowały mnie zabójstwa, jakie „przeprowadza” na postaciach George Martin, jednak spoglądając w karty historii, zdałem sobie sprawę, że to po prostu szczera prawda. Tak się najczęściej zdarza – bywamy zdradzani, przegrywamy z powodu braku środków, czy zwyczajnie dlatego, że jesteśmy gorsi. Nie przychodzi odsiecz, nie zjawia się kolega, nie okazuje się nagle, że możemy gdzieś się zadomowić, a jedzenie i picie samo nie pojawia się w naszych lodówkach.
Wydaje mi się, że często mijamy się z tym, co chciano nam przekazać. Być może nie potrafimy dobrze zrozumieć tego, co przeżywają postacie, a być może nie chcemy. Bo podoba nam się wizja, w której zawsze jest nadzieja. Ale bardziej prawdopodobne wydaje mi się wytłumaczenie, że nasze życia są zwyczajnie zbyt nudne i wkradła się do nich rutyna. Nie mówię, że od teraz wszyscy powinniśmy przestać oglądać lub czytać i grać w cokolwiek, wręcz przeciwnie. Jednak gdy następnym razem zaczniemy podziwiać jakiegoś bohatera i żałować, że nie jesteśmy w jego skórze, zastanówmy się przez chwilę, czy naprawdę tego właśne byśmy chcieli.
A potem można już naostrzyć maczetę…
