Katastrofa w lesie Kabackim – 9 maja 1987 roku
Siedem lat po katastrofie Mikołaja Kopernika, w Warszawie doszło do kolejnej katastrofy, będącej największą w historii polskiego lotnictwa. 9 maja 1987 roku w Lesie Kabackim rozbił się samolot Ił-62M o nazwie własnej Tadeusz Kościuszko lot nr. LO 5055. Zginęły 183 osoby, w tym 11 członków załogi.
Feralny lot 5055 rozpoczął się o godzinie 10.07. Lotniskiem docelowym był port lotniczy JFK w Nowym Jorku. Ił-62M Tadeusz Kościuszko był stosunkowo nowym samolotem, zakupionym w 1983 roku. Maszyna była zmodernizowaną wersją Ił-a-62. Ten konkretny egzemplarz w dniu katastrofy miał nalot 6971 godzin i 1752 lądowania.
Za sterami usiedli doświadczeni piloci – kapitan Zygmunt Pawlaczyk i drugi pilot Leopold Karcher. 8 maja, dzień przed katastrofą samolot przeszedł standardowy trwający 6 godzin przegląd. Była to procedura typowa przed lotami transatlantyckimi.
Maszyna wystartowała z lotniska Okęcie o godzinie 10.17. Z powodu trwających ćwiczeń, samolot leciał na wysokości 4877 metrów. Dopiero około godziny 10.31 załoga otrzymała polecenie zmiany pułapu na 9449 m. W trakcie manewru, mechanik pokładowy zwiększył na 30 sekund obroty silnika. O godzinie 10.41 w trakcie znoszenia załoga otrzymała ostrzeżenie o dehermetyzacji a chwilę później o pożarze i utracie dwóch silników.
Kapitan Pawlaczyk poinformował o tym kontrolę lotów i rozpoczął zniżanie do pułapu około 4000 m, przygotowując się jednocześnie do lądowania awaryjnego. Początkowo rozważano lądowanie w Gdańsku, ale później podjęto decyzję o skierowaniu się na Okęcie.
W trakcie lotu powrotnego załoga starała się zrzucić paliwo, aby zmniejszyć masę maszyny. Niestety uszkodzeniu uległy 3 z 4 generatorów prądu. W związku z tym sterowane elektrycznie zawory zrzutu paliwa nie działały poprawnie.
Kiedy mechanik próbował zrzucić paliwo, kapitan Pawlaczyk zauważył problemy z działaniem sterów. Załoga cały czas nie była świadoma uszkodzeń jakich doznał samolot. Coraz większe trudności z utrzymaniem maszyny w powietrzu sprawiły, że kontrola lotów w Warszawie zasugerowała lądowanie na lotnisku wojskowym w Modlinie.
Kapitan uznał, że pomysł ten nie jest najlepszy, ponieważ lotnisko wojskowe nie dysponowało aż tak dobrym sprzętem ratowniczym, jak Okęcie a ponadto załoga nie znała lotniska. Kontynuowano więc lot do Warszawy. Procedurę lądowania awaryjnego rozpoczęto około godziny 11.08. W jej trakcie pojawiły się problemy z wysunięciem podwozia a systemy alarmowe wykryły kolejne pożary na pokładzie.
Kapitan Pawlaczyk próbował za wszelką cenę dolecieć do lotniska, ale stan samolotu był coraz gorszy i nie pozwalał na jego utrzymanie w powietrzu. Około godziny 11.12 maszyna znalazła się nisko nad ziemią i zaczęła ścinać drzewa w rejonie Lasu Kabackiego. Kilka sekund później kontakt radiowy z załogą został przerwany, a samolot zniknął z radarów.
„Dobranoc! Do widzenia! Cześć! Giniemy!”
– Ostatnie zarejestrowane słowa kapitana lotu LO 5055
Uderzenie w drzewa sprawiło, że samolot rozpadł się na wiele części a jego szczątki rozsiane były na obszarze kilkuset metrów. Wszystkie osoby na pokładzie zginęły. Na miejscu katastrofy bardzo szybko pojawiły się jednostki straży pożarnej i milicji, które rozpoczęły zabezpieczenia terenu.
Komisja badająca wypadek wykazała, że powodem katastrofy był wady techniczne silnika, obniżające jego żywotność oraz złe zabezpieczenie przeciwpożarowe w tylnej części samolotu. Podobnie jak w przypadku katastrofy z 1980 roku, także w tym przypadku doszło do eksplozji turbiny niskiego ciśnienia. Komisja uznała również, że podjęte przez kapitana Pawlaczyka decyzje były słuszne i załoga podjęła wszystkie możliwe działania, aby bezpiecznie wylądować.
Mimo początkowych problemów, strona rosyjska ostatecznie uznała wyniki badań komisji i przyznała się do popełnionych błędów.
Discover more from SmartAge.pl
Subscribe to get the latest posts sent to your email.