Nieśmiertelny RBMK?
Część spośród tych wad przyczyniła się do katastrofy w Czarnobylu. Czy Związek Radziecki nie posiadał bezpieczniejszych projektów? Bynajmniej. Istniały, między innymi reaktory typu WWER (miały napędzać elektrownię w Żarnowcu oraz obsługują, wspomnianą już, Zaporoską Elektrownię Atomową), które nie posiadały żadnych wad RBMK. Był tylko jeden wypadek takiej jednostki – stopienie reaktora w elektrowni Three Mile Island, Stany Zjednoczone. RBMK posiadał jednak szereg zalet:
- duża niezawodność pracy,
- niskie koszty eksploatacji, związane z brakiem konieczności wykorzystania bardzo drogich składników jak ciężka woda lub wzbogacony uran,
- dzięki braku zbiornika ciśnieniowego (wykorzystywanego w WWER), rozmiar reaktora mógł być praktycznie nieograniczony,
- możliwość wymiany paliwa bez wyłączania reaktora,
- duża podatność na modernizacje,
- elastyczność eksploatacji – przykładowo, w różnych kanałach mogło znajdować się różne paliwo,
- początkowo były uznawane za bardzo bezpieczne, więc zrezygnowano z osłony, która ograniczyłaby efekty skażenia.
Dlatego też, do dzisiaj istnieje 11 jednostek RBMK, produkujących łącznie 10175MW. Są wprawdzie zmodernizowane i prowadzone pod dużo ostrzejszym nadzorem, lecz to ciągle ten sam typ co reaktor numer 4 w Czarnobylu. Ze względu na sytuację ekonomiczną Ukrainy, sama Czarnobylska elektrowni jądrowa działała aż do roku 2000.

Ten szczególny test
25 kwietnia 1986 roku planowano przeprowadzić test, który przeszedł do historii. Polegał on na tym, iż technicy mieli zredukować moc cieplną reaktora do 700-1000MW, a następnie wyłączyć przepływ pary do turbin, które generowały energię. Planowano zaobserwować jak długo prąd, z coraz wolniej obracającego się mechanizmu, jest w stanie zasilać pompy tłoczące wodę do reaktora, zanim generatory zapasowe osiągną pełną moc.
Zazwyczaj trwało to 60-75 sekund, co według naukowców, stwarzało duże zagrożenie dla rdzenia. Niebezpieczeństwo uszkodzenia może powstać najczęściej, podczas procedury awaryjnego wygaszenia łańcuchowej reakcji rozszczepiania (w terminologii zachodniej – SCRAM), ponieważ nawet wtedy ciągle wytwarzane są duże ilości ciepła powyłączeniowego, emitowanego przez produkty rozszczepialne wytworzone do momentu wyłączenia.

Całe to działanie uważano, niemalże za rutynowe. Nie skontaktowano się ani z projektantem reaktora ani z kierownikiem naukowym. Wprawdzie nie był to pierwszy test tego typu, ale został zaaprobowany tylko i wyłącznie przez dyrektora elektrowni, który w żaden sposób nie był zdolny do jego naukowej oceny. Eksperyment miała przeprowadzić zmiana dzienna, zawczasu zaznajomiona z odpowiednimi procedurami. Zanim przybyli na miejsca pracy, rdzeń już pracował z wydajnością cieplną obniżoną do 1600MW. Niestety, okazało się iż jedna z lokalnych elektrowni zaprzestała pracy więc zwrócono się z prośbą, aby reaktor numer 4 pracował dalej, co dyrektor Wiktor Bruchanow zaaprobował.

Pozwolenie na test przybyło dopiero o godzinie 23:04, co spowodowało, iż ciężar jego przeprowadzenia leżał na barkach, zaskoczonej, nocnej zmiany, która na dodatek składała się z młodszych pracowników. Oryginalnie, ich zadaniem miała być kontrola systemów chłodzących reaktora, który do tego momentu powinien być wyłączony w oczekiwaniu na przegląd.Mimo wszystko nikt nie uważał, aby to zadanie w jakiś sposób ich przerastało.
Kierownikiem zmiany był Aleksander Akimow, a nad kontrolą reaktora czuwał młody inżynier – Leonid Toptunow. Nad nimi wszystkimi górował, zarówno autorytetem jak i wpływami, Anatolij Djatlow, zastępca głównego inżyniera oraz jedyny atomista w elektrowni. Jego zadaniem było nadzorowanie testu. Na miejscu znajdował się też Jurij Tregub, kierownik poprzedniej zmiany.
