Wiele gier komputerowych zapisało się w historii. Czy to ze względu na nowatorskie rozwiązania, czy też wspaniałe efekty, albo bardzo ciekawą fabułę. Jednym z takich klasyków, jest seria gier Close Combat. Pierwsza część tej serii wyszła w 1996 roku. W 2000 roku wyszła ostatnia „stara część”, a później kilka mniej znanych niszowych remaków i nowych części. Każdy fan strategii powinien znać tę serię, chociaż nie każdy mógł w nie zagrać, ponieważ wraz z rozwojem komputerów gra bardzo szybko przestawała być kompatybilna. W tym roku seria doczekała się kolejnego tytułu, który jest czymś więcej niż dotychczasowe części. Otóż 6 czerwca swoją premierę miała ostatnia część serii wydana na starym silniku – Close Combat Gatewat to Cean.
Nowa gra jest jak mówią twórcy ostatnią część na używanym dotychczas silniku, kolejna część, która być może pojawi się również w 2014 roku będzie używała już nowego silnika, który doda sporo nowych opcji i rozwiązań. Tym bardziej warto przyjrzeć się tej powiedzmy, 17 części serii.
Stary dobry Close Combat
Jak sama nazwa wskazuje, gra pozwala graczowi na poprowadzenie oddziałów do walki o Cean podczas walk we Francji w 1944 roku. W przeciwieństwie do piątej części serii, w której walczyliśmy w całej Normandii, tym razem mamy do wyboru znacznie mniejszy obszar podzielony na kilka sektorów.
Pod względem technicznym gra nie różni się niczym od swoich poprzedników. W przypadku większości gier powinno się to uznać za wadę, ale w tym przypadku tak nie jest. Charakterystyczny widok z góry i dosyć ograniczony odgórnie zestaw jednostek zawsze były cechą charakterystyczną serii. Misje w kampanii, operacjach czy też pojedynczych bitwach rozgrywają się na mapach przedstawiających kilku kilometrowe fragmenty frontu. Walczymy na polach, w wioskach i miasteczkach oraz w typowych Normandzkich rejonach wiejskich, zwanych Bocage. Misje podzielone są na historyczne, pół-historyczne i fikcyjne.
Grafika niewiele różni się od innych części serii, nawet tych najstarszych, aczkolwiek jest bardzo szczegółowa jak na wiekowy silnik. Leje po wybuchach, wraki pojazdów, zawalone budynki (niestety nie można ich niszczyć) znacznie urozmaicają pole walki. Z drugiej strony chociaż grafika jest dokładnie taka jak kiedyś, dzięki czemu gra ma swój charakterystyczny klimat, trochę brakuje większej ilości fajerwerków. Aczkolwiek efekty wybuchów są znakomite.
Bardzo dobrze wypada dźwięk. W grze nie uświadczymy zbyt wiele muzyki, ale nie ona jest najważniejsza. Liczą się głośne eksplozje i okrzyki żołnierzy, a tych nie zabraknie. Przy okazji, wszystkie te dźwięki są przestrzenne, także dokładnie wiemy skąd dochodzą. Dochodzące do tego przenikliwe okrzyki żołnierzy oraz komendy dają całkiem niezły efekt.
Do boju!
Walka w grze sprowadza się do wydawania rozkazów kilku drużynom piechoty oraz wsparcia i kilku pojazdom. Nasze siły nie są zbyt duże i zwykle sprowadzają się do 2-3 czołgów, 10 składów piechoty i kilku dodatkowych jednostek wsparcia. Po za tym możemy wezwać wsparcie spoza mapy, w postaci nalotu, lub ostrzału moździerzowego albo artyleryjskiego. Ten ostatni potrafi nieźle poturbować przeciwnika.
Nasi żołnierze nie są bezimiennymi wykonawcami naszych rozkazów. Wręcz przeciwnie, podejmując decyzję o wykonaniu lub nie wydanej komendy kierują się swoim stanem zdrowia, morale czy też możliwością poniesienia strat. Będąc pod ostrzałem będą starali się ukryć, a widząc wroga zaatakują go jak tylko będą w stanie.
Pula dostępnych rozkazów jest dosyć skromna, poza kilkoma rozkazami ruchu, mamy opcję ataku, przygotowania obrony, zasadzki i postawienia zasłony dymnej. Trochę brakuje w tym kilku rozkazów, jak obrót we wskazane miejsce, jazda do tyłu, czy też szturmu pozycji.
Najgorzej wypada charakterystyczny interfejs gry. Jest on dosyć archaiczny i niezbyt przyjemny w obsłudze. Poruszanie się kamerą po mapie nie jest płynne, a czasami brakuje możliwości przybliżenia, lub oddalenia obrazu. Z drugiej strony, wszystkie najważniejsze informacje możemy w nim znaleźć – stan naszych żołnierzy, ilość amunicji, morale itp. wszystko widać.
Jestem użytkownikiem monitora o dosyć dużej rozdzielczości, przez co dane mi było zauważyć jeszcze jedną wadę, otóż gra nie jest przystosowana do większych rozdzielczości, przez co w menu po bokach widać spore czarne tło, a podczas gry elementy interfejsu są trochę za małe i nie zawsze są czytelne, a ponadto są za daleko.
Brakuje trochę podpowiedzi, mówiący co oznaczają niektóre pozycje. Z drugiej strony nie mamy nadmiaru zbędnych i zbyt szczegółowych danych.
Close Combat współcześnie
Pod względem technicznym, gra jest taka jak kiedyś. Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony zachowuje świetny klimat i pozwala poczuć się jak za dawnych lat, z drugiej strony, brakuje wielu nowych smaczków. Przede wszystkim na mapie nigdy nie wiadomo co jest drzewem a co krzakiem. Przez to nie wiemy jaką ochronę zapewni nam dana przeszkoda. Kuleje AI, zwłaszcza pojazdów, które kręcą się w miejscu i wykonują rozkazy bardzo powoli. Fakt, że widzimy mapę od góry sprawia, że nie zawsze mamy świadomość różnicy poziomów.
Close Combat – Gateway to Caen to typowy Close Combat. Strategia w starym stylu, oferująca dosyć fajną rozgrywkę fanom strategii. Nie znajdziemy w niej fajerwerków, ani super rozbudowanych opcji. Nie jest to również bardzo długa gra, bo ilość misji i kampanii jest bardzo mała. W grze znajdziemy prosty edytor misji, ale nie daje on zbyt wielkiego pola do popisu. Aczkolwiek możemy stworzyć sobie więcej scenariuszy, ogranicza nas mapa i dostępne jednostki. Niestety nie możemy edytować listy jednostek, a tym samym dostosowywać posiadanych oddziałów do rozgrywki. Twórcy z góry ograniczyli dostępne w ramach poszczególnych związków taktycznych jednostki. Czasami utrudnia to grę, ponieważ nie możemy zamienić oddziałów piechoty na np. jednostki przeciwpancerne.
Śmiało można powiedzieć, że jest to gra ciekawa, pozwalająca na chwilę nostalgii. I na tym koniec. Skromne opcje, mała ilość jednostek i scenariuszy ustępują współczesnym tytułom. Nawet świetny oldschoolowy klimat nie wystarcza. Zwłaszcza, że za ten powrót do przeszłości musimy zapłacić ponad 35 euro! Stanowczo cena gry jest za duża jak na to co oferuje.
Polecam tę grę fanom strategii i tym, którzy pamiętają starsze części. Jeśli nie znacie ich, możecie czuć się trochę zawiedzeni, ponieważ na próżno szukać tu tak typowych dzisiaj fajerwerków. Gra nie jest najbardziej realistyczna, także fani realizmu też mogą nie znaleźć tu dokładnie tego czego się spodziewają, ale z drugiej strony nie jest to prosta gra (aczkolwiek podczas rozgrywanych gier odniosłem wrażenie, że szło mi za lekko). Jest to na pewno spora odmiana od współczesnych RTS-ów takich jak chociażby Company of Heroes 2, które nie dorasta do pięt Close Combat 🙂
Close Combat - Gateway to Caen to po prostu Close Combat. Nic więcej nic mniej.
-
Oprawa graficzna
-
Oprawa audio
-
Grywalność
-
Cena/jakość
-
Pozostałe wrażenia
Discover more from SmartAge.pl
Subscribe to get the latest posts sent to your email.