W zachodniej części Staten Island na południe od Manhattanu znajduje się niewielkie cmentarzysko statków ukryte na bagnach przy brzegu. Chociaż oficjalnie miejsce to nosi nazwę Staten Island Boat Graveyard, znane jest bardziej jako Arthur Kill Boat Yard lub Arthur Kill Ship Graveyard. Od lat 30. XX wieku przewinęło się przez nie kilkaset różnych statków i łodzi wykorzystywanych na wodach wschodniego wybrzeża USA.
Olbrzymie cmentarzysko
Historia tego miejsca sięga lat 30. XX wieku i związana jest z postacią Johna J. Witte’a. Utworzył on złomowisko i stocznię złomową, w której zbierano i rozbierano różne, głównie mniejsze statki i łodzie. Większość jednostek, które do niego trafiały pochodziła z Nowego Jorku i okolic. W szczytowym momencie w płytkich wodach Arthur Kill zacumowanych było ponad 400 statków, barek i łodzi. Można było wśród nich znaleźć dawne promy kursujące po Hudson River i East River na Manhattanie, czy też liczne holowniki wykorzystywane do asystowania przy cumowaniu potężnych transatlantyków, które przypływały do Nowego Jorku.
Nie brakowało również jednostek wojskowych, głównie patrolowców, które strzegły wschodniego wybrzeża USA. Okoliczne płytkie wody rzeki Arthur Kill idealnie nadawały się na utworzenie cmentarzyska, gdzie stopniowo rozbierano statki. Okres świetności tego miejsca, jeśli można w ogóle tak powiedzieć o cmentarzysku i złomowisku, przypadał na lata 60. i 70. W tym czasie wymieniono bowiem znaczną część floty jednostek pomocniczych operujących na wodach między Nowym Jorkiem a New Jersey.
John J. Witte zmarł w 1980 roku, a jego złomowisko przejął jego zięć, Joe Coyne. Obecnie kontrolę nad obiektem sprawuje syn Witte’a, Arnold. W latach 90. w Arthur Kill Boat Yard zgromadzono około 200 różnych jednostek, w tym kilka historycznych. Gdy zaczęły się zmieniać przepisy dotyczące złomowania statków, zaczęła również spadać liczba jednostek dostarczanych do złomowiska. Jeszcze kilka lat temu znajdowało się tam około 100 wraków, a obecnie pozostało już tylko kilkadziesiąt.
Nie oznacza to, że statki były tak skutecznie złomowane. Po usunięciu najcenniejszych elementów wyposażenie wiele wraków pozostawiano własnemu losowi. Ich drewniane kadłuby pozbawione konserwacji i nieszczelne zaczęły się rozpadać i tonąć. Bardziej wytrzymałe jednostki o stalowych konstrukcjach dłużej opierały się warunkom atmosferycznym, ale z czasem rdza zrobiła swoje.
Złomowisko, które stało się atrakcją
Obecnie teren Arthur Kill Boat Yard jest ogrodzony od strony drogi, a na brzegu osłaniają go bagna. Formalnie cały czas istnieje tam złomowisko, a zalegające w wodzie wraki czekają oficjalnie na rozbiórkę. W praktyce wszyscy już zapomnieli o niegdyś znanych i cennych historycznie jednostkach, które tam trafiły. Wśród wraków, których reszki można jeszcze rozpoznać znajdują się tak znane statki jak ścigacz okrętów podwodnych USS PC-1264 czy też statek gaśniczy Abram S. Hewitt.
Wejście na teren złomowiska oficjalnie nie jest możliwe bez zgody właściciela. Wysoki płot uniemożliwia podejście od lądu, ale od wody nikt nie pilnuje wraków. W związku z tym wielu fotografów, historyków ale i eksploratorów podpływa po prostu w to miejsce, uważając tylko, aby nie uderzyć w któryś z zatopionych wraków.
Stan jednostek zgromadzonych w tym miejscu jest bardzo zły. Nawet największe jednostki. Z trudem można rozpoznać niektóre z pozostawionych tam jednostek. Na zdjęciach z lotu ptaka wyraźnie widać, że pod wodą znajduje się jeszcze więcej wraków niż na powierzchni. Zapewne wiele z jednostek, które nie zatonęły spoczywa na innych wrakach.
Niesamowite wraki w Arthur Kill Boat Yard przyciągają wielu ciekawskich, wśród których dominują fotografowie. Postkapitalistyczny klimat tego miejsca pozwala na zrobienie niesamowitych zdjęć. Również filmowcy przybywają w to miejsce aby przygotować zarówno filmy o cmentarzysku jak i wykorzystać je w innych swoich projektach.
Źródło zdjęć: Depositphotos.com
Discover more from SmartAge.pl
Subscribe to get the latest posts sent to your email.